Rewolucja Busha

Czy wzorem Ronalda Reagana młody Bush przeprowadzi kolejną rewolucję konserwatywną? Pierwsze decyzje Białego Domu wskazują, że tak właśnie będzie - uważa coraz więcej komentatorów

Rewolucja Busha

Czy wzorem Ronalda Reagana młody Bush przeprowadzi kolejną rewolucję konserwatywną? Pierwsze decyzje Białego Domu wskazują, że tak właśnie będzie - uważa coraz więcej komentatorów

W środę w Białym Domu zebrał się po raz pierwszy gabinet George'a W. Busha, mimo że dwóch członków rządu nie zostało jeszcze zatwierdzonych przez Senat. Komisja sprawiedliwości Senatu zatwierdziła Johna Ashcrofta na stanowisko sekretarza sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Zanim uczyni to cały Senat, Ashcrofta czeka gorąca debata o jego skrajnie konserwatywnych poglądach.

Także i drugi nie zatwierdzony minister, sekretarz zdrowia Tommy Thompson, nie wzbudza zachwytu Demokratów. Thompson zapowiedział już, że zbada zasadność decyzji swego poprzednika o dopuszczeniu na rynek słynnej pigułki wczesnoporonnej RU-486. Ale w amerykańskiej tradycji politycznej praktycznie nie zdarzyło się, iż kandydaci na wysokie stanowiska byli odrzucani ze względu na poglądy, nominacje Ashcrofta i Thompsona są przesądzone.

Większość komentatorów zgadza się, że nominacje Thompsona i Ashcrofta oraz pierwsze decyzje Białego Domu zapowiadają kolejną rewolucję konserwatywną. Bush zdążył już zakazać przekazywania publicznych pieniędzy międzynarodowym organizacjom, które sponsorują lub propagują aborcję. A w trzecim dniu urzędowania ogłosił ambitny plan reformy oświatowej, który zakłada obciążenie szkół publicznych większą odpowiedzialnością za wyniki nauczania. Słabe szkoły mają być zamykane, a ich uczniowie będą się przenosić do innych, także prywatnych, zabierając z sobą rządowe dotacje. Demokraci obawiają się, że reforma osłabi i tak już biedne szkoły publiczne. Zaś zakaz sponsorowania organizacji międzynarodowych jest - zdaniem krytyków - za radykalny, bo wiele z liberalnych organizacji planowania rodziny używało amerykańskich pieniędzy na programy nie mające nic wspólnego z aborcją.

Dwa dni temu Bush ogłosił kolejny program, który uderza w wyjątkowo czuły punkt amerykańskich debat publicznych - rozdział państwa i Kościołów. Prezydent powołał mianowicie specjalnego pełnomocnika ds. programów socjalnych prowadzonych przez Kościoły i organizacje religijne. Pełnomocnik będzie mógł likwidować niewydolne rządowe programy socjalne, a zaoszczędzone pieniądze przekazywać organizacjom religijnym. Plan ten, podobnie jak dwa pierwsze zatwierdzone przez Busha, są zgodne z obietnicami wyborczymi. Poparcie dla religijnych programów socjalnych to podstawa ideologii "współczującego konserwatyzmu" (sloganu wyborczego Busha), propagowanej od lat przez znanego konserwatywnego myśliciela Marvina Olasky'ego. Olasky, teraz bliski współpracownik prezydenta, uważa, iż tylko programy socjalne oparte na wierze w Boga są wystarczająco bogate, by sprostać wymogom nowoczesnego społeczeństwa.

Program "Inicjatywy religijnej" znalazł się natychmiast pod ostrzałem liberałów i obrońców praw obywatelskich, którzy uważają, że sponsoruje z publicznych pieniędzy religię. A to z kolei łamie konstytucyjny rozdział państwa i Kościołów. Przeciw prezydentowi szykowane są już pozwy sądowe i niemal na pewno któryś z nich trafi ostatecznie do sądu najwyższego, który będzie musiał nakreślić granice podziału państwa i religii.

- To szaleństwo - mówi Laura Murphy z poważanej Amerykańskiej Unii Wolności Obywatelskich (ACLU). - Dajemy publiczne pieniądze Kościołom, które niekoniecznie muszą wierzyć w nasze prawa obywatelskie. Jej zdaniem niektóre Kościoły mogą np. ograniczyć programy socjalne tylko dla swych wiernych. Organizacje żydowskie mogą więc nie dopuszczać - ostrzega Murphy - do swych programów chrześcijan, a grupy w skrajnie konserwatywnym Kościele Południowych Baptystów prawdopodobnie nie będą chciały pomagać katolikom i żydom.

Bush skierował już do Kongresu projekt ustawy ustanawiającej biuro pełnomocnika ds. inicjatyw religijnych. Projekt próbuje ograniczyć możliwość wykorzystywania przez te organizacje publicznych pieniędzy do nawracania na wiarę. Biały Dom podkreśla, iż już dziś organizacje religijne otrzymują miliardy dolarów od rządu. Np. ponad połowa budżetu Christian Charities - największej katolickiej organizacji charytatywnej w USA - pochodzi z budżetu.

Bartosz Węglarczyk, Waszyngton