Zwłoki niemieckich turystów zamordowanych na warszawskim Mokotowie przebywają w Warszawie od połowy maja. Po przeprowadzeniu sekcji zwłok ciała ofiar mogli odebrać bliscy. Ale ci wcale się nie zgłaszali.
Strona niemiecka we współpracy z warszawską prokuraturą prowadziła intensywne poszukiwania rodziny zamordowanej pary. Mimo nagłaśniania sprawy w mediach długo nie udało się dotrzeć kogokolwiek, kto mógłby odebrać ciała. Dopiero na początku lipca Prokuratura Okręgowa w Warszawie otrzymała informację, że zgłosiła się kobieta spokrewniona z jedną z ofiar.
- To dalsza rodzina. Kobieta ma inne nazwisko niż poszkodowani. Wydaliśmy już zgodę na wydanie ciał firmie pogrzebowej. Możliwe, że jeszcze dzisiaj zostaną one zabrane do Niemiec - powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, Dariusz Ślepokura.
Jak przyznał Ślepokura, sprawa morderstwa niemieckich turystów nadal pozostaje niewyjaśniona. Na pytania o to, na jakim etapie są śledczy i czy mają jakiekolwiek podejrzenia, nie chciał odpowiadać. - Bandyci też czytają gazety. Nie możemy udzielać wszystkich informacji, aby ich nie spłoszyć - stwierdził. Czy można więc przypuszczać, że śledczy są na tropie zabójców? - Tego nie powiedziałem - zaznaczył.
Ślepokura dodał, że zabójstwo turystów jest bardzo trudną sprawą. - Najczęściej sprawcy morderstwa są namierzani w ciągu 48 godzin od zbrodni. Tak jest w około 90 procentach przypadków. Jeżeli nie uda się ustalić ich tożsamości w takim czasie, śledztwo może trwać nawet latami - powiedział.
Jak dodał, sprawę zabójstwa na warszawskim Mokotowie utrudnia dodatkowo fakt, że na temat ofiar niewiele wiadomo. - Poszkodowani pochodzą z Niemiec, nie wiemy, z kim się kontaktowali, nie znamy środowiska, w jakim przebywali. To wszystko utrudnia rozwikłanie sprawy - przyznał.
Para niemieckich turystów została zamordowana w połowie maja na terenie ogródków działkowych przy ul. Wolickiej, u zbiegu Czerniakowskiej i Trasy Siekierkowskiej. Zbrodnię odkryli przypadkowi przechodnie, którzy wezwali policję.
Jak ustalono, do kobiety ktoś strzelił cztery razy z broni palnej, w tym trzy w głowę. Mężczyzna zginął od strzału w głowę. Miał także ranę kłutą szyi. Kiedy go znaleziono, jeszcze żył. Nie zdążył jednak nic powiedzieć. Zmarł w drodze do szpitala.
Jak poinformowali na początku śledczy, w tej sprawie badana jest m.in. wersja napadu rabunkowego. Jak powiedział Dariusz Ślepokura, na miejscu nie znaleziono np. portfela i dokumentów kobiety; był tam jednak np. telefon komórkowy i dokumenty mężczyzny.
Nieoficjalnie pojawia się również teoria mówiąca, że zabójca mógł pochodzić z Niemiec. - Polscy policjanci korespondują z niemieckimi funkcjonariuszami i wymieniają informacje. Ta współpraca jest na tyle intensywna, że można wnioskować, iż trop jest dosyć poważny - powiedział nam anonimowo policjant z wydziału do walki z terrorem.
Z wywiadu socjalnego przeprowadzonego przez hamburską policję wynika, że zamordowani Peter H. i Silke G. byli porządnymi, nierzucającymi się w oczy mieszkańcami Hamburga. Często podróżowali po świecie czerwonym volkswagenem przerobionym na dom na kołach. Para dotarła nim nawet do Afryki.
Powodzie na Florydzie, pożary w Kolorado - tysiące uciekają z domów [ZDJĘCIA]