Czy są postępy w śledztwie ws. brutalnego gwałtu w Gorzowie? "Mamy DNA"

Sprawdzają kolejne doniesienia, weryfikują alibi potencjalnych podejrzanych, porównują ich materiał genetyczny z DNA sprawcy - trwa śledztwo ws. okrutnego zgwałcenia i okaleczenia 16-letniej dziewczyny w Gorzowie. Ludzie wskazują kolejnych mężczyzn, którzy mogą mieć związek ze sprawą. Czy widać szanse na przełom?

O okrutnym gwałcie, do jakiego doszło pięć miesięcy temu w Gorzowie, informowały media w całej Polsce. Nieznany mężczyzna napadł na nastolatkę, wykorzystał ją seksualnie i ostrym narzędziem pociął jej twarz i oczy.

Policjanci szybko przejrzeli nagrania z monitoringów i wytypowali potencjalnych sprawców. Stan poszkodowanej długo nie pozwalał jednak na to, aby mogła ona potwierdzić przypuszczenia funkcjonariuszy. Dopiero w ubiegłym miesiącu dziewczyna zapoznała się z nagraniami i wskazała swojego oprawcę.

Zobacz wideo

Wideo trafiło do mediów, a te zaapelowały do ludzi o pomoc w złapaniu napastnika. Na odzew nie trzeba było długo czekać: do śledczych zaczęły napływać sygnały od dziesiątek osób wskazujących potencjalnych podejrzanych.

- Publikacja wizerunku mężczyzny podejrzanego o zgwałcenie nastolatki spotkała się z bardzo dużym zainteresowaniem społecznym. Otrzymujemy mnóstwo informacji e-mailowych, listownych oraz telefonicznych. Osoby wskazują mężczyzn, którzy odpowiadają wizerunkiem sprawcy widocznemu na nagraniu. Do tej pory sprawdziliśmy około 50 osób, które mogły być zamieszane w tę sprawę. Mamy również materiał biologiczny sprawcy, które będziemy porównywać z materiałem genetycznym podejrzewanych - mówi prokurator Lidia Mikołajczak z wydziału śledczego gorzowskiej prokuratury.

"To nie serial"

Jak się dowiedzieliśmy, śledczy skrupulatnie sprawdzają alibi wytypowanych mężczyzn. Ustalają, gdzie byli w momencie zdarzenia, co robili, czy są jakieś osoby, które mogą to potwierdzić. Weryfikowane są także wpisy na forach, gdzie różne osoby twierdzą, że widziały gwałciciela.

Sprawa jest jednak trudna, bo prokuratura i policja nie wykluczają, że napastnik nie pochodził z Gorzowa. Trzeba więc reagować na doniesienia z różnych zakątków Polski. - To nie serial. W śledztwie trzeba przeanalizować masę dowodów, przesłuchać świadków, wszystko przeanalizować. To musi trochę potrwać - mówi rzecznik lubuskiej policji podkom. Sławomir Konieczny. Zapewnia jednak, że dotychczas zebrane dowody są na tyle mocne, że pozwolą niemal ze stuprocentową pewnością ustalić winę podejrzanego, kiedy ten trafi w ich ręce.

"Wie, że cała Polska go szuka"

A kim jest sprawca, którego poszukują policjanci? To mężczyzna w wieku około 30 lat, mający około 175 cm wzrostu, prawdopodobnie wysportowany. - Sposób poruszania się podejrzanego został oceniony przez specjalistów. Podejrzewamy, że może to być osoba, która uprawia lub uprawiała sport. Sprawdzamy więc zawodników klubów sportowych, rozpytujemy trenerów o osoby podobne do podejrzanego - mówi Konieczny. Jak dodaje, gwałciciel najprawdopodobniej właśnie gdzieś się ukrywa. - Czeka, aż minie szum w tej sprawie, aż ludzie zapomną o jego poszukiwaniach - stwierdza.

Rzecznik gorzowskiej prokuratury Dariusz Domarecki, powiedział kilka dni temu w rozmowie z "Gazetą Lubuską", że możliwe, iż sprawca jest kryty przez bliskie osoby. - Siedzi przerażony, zaszył się gdzieś. Wie, że cała Polska go szuka. Boi się, że zostanie rozpoznany. Nie wykluczamy, że jego bliscy wiedzą już, że to ich syn czy brat jest na nagraniu - mówił. Przypomniał jednocześnie, że za pomoc poszukiwanemu grozi do pięciu lat więzienia.

Zgwałcił i okaleczył

Do okrutnego gwałtu w Gorzowie doszło w styczniu tego roku. 16-letnia dziewczyna została napadnięta i okaleczona. Sprawca pociął jej twarz i gałki oczne. Jak zeznała śledczym pokrzywdzona, sprawca miał nazywać siebie "Piotrusiem" i chwalić się, że jest "najlepszym biegaczem w Wielkopolsce".

Policjanci natychmiast przystąpili do poszukiwań napastnika. Intensywna praca doprowadziła ich do nagrania z kamer w Biedronce w Jeninie, na których widać sprawcę. Wideo jednak dopiero po czterech miesiącach zostało przekazane do publikacji w mediach, choć "Gazeta" już po kilku tygodniach alarmowała, że takie nagranie istnieje. Prokuratorzy przyznają, że po publikacji zapisów ze sklepowych kamer otrzymali wiele telefonów z całej Polski.

Katastrofalny wyciek. Zobacz wszystkie zdjęcia ujawnione przez Greenpeace >>>