20 kwietnia br. agenci DEA dokonali obławy na handlarzy narkotyków w San Diego. W jednym z domów, do którego weszli, przebywał 24-letni student wydziału inżynierii uniwersytetu stanowego w Kalifornii. Młody mężczyzna miał przy sobie marihuanę. Razem z ośmioma innymi osobami trafił do aresztu.
Zdaniem 24-letniego Daniela Chonga, niekwestionującego przyczyny zatrzymania, jeden z agentów po przesłuchaniu zapewnił go, że zostanie odwieziony do domu. Mimo to mężczyzna trafił do celi.
Student przebywał za kratkami pięć dni. W tym czasie nikt do niego nie zajrzał. Młody mężczyzna, by przeżyć, musiał pić własny mocz. W desperacji próbował nawet popełnić samobójstwo, używając do tego rozbitego szkła z własnych okularów.
Piątego dnia do celi w końcu zajrzał jeden z wartowników. Stan Chonga był już tak ciężki, że natychmiast wezwano pogotowie. Student trafił na intensywną terapię, gdzie przez trzy dni lekarze walczyli o jego życie.
"Jestem niezwykle zakłopotany incydentem, do którego doszło w minionym tygodniu. Przekazuję przeprosiny młodemu człowiekowi z zapewnieniem, że zdarzenie nie odzwierciedla wysokich standardów, których oczekuję od moich podwładnych. Osobiście zarządziłem weryfikację obowiązujących procedur" - napisał w oficjalnym komunikacie szef agencji DEA z San Diego William R. Sherman.
Jak poinformowało biuro prasowe DEA, pozostali zatrzymani razem z Chongiem zostali wypuszczeni lub przewiezieni z aresztu do innych zakładów penitencjarnych, a o 24-latku "przez przypadek" zapomniano.
Prawnik studenta już zapowiedział wystąpienie o odszkodowanie dla swojego klienta.
"Sześciokrotnie uderzyli moją głową o ziemię" - relacja pobitych przez policję >>