Łomżyńska prokuratura sprawę zbadała jeszcze raz na polecenie sądu, którego opinie biegłych (że prędkość nie miała wpływu na wypadek) nie przekonały.
- Kolejny raz musieliśmy stwierdzić, że kierowcy pojazdów nie zawinili. Nasze śledztwo w tej sprawie kolejny raz zostało umorzone - powiedziała Maria Kudyba, rzecznik prasowy prokuratury w Łomży. Dodała, że w dalszym ciągu śledczy usiłują ustalić co było bezpośrednią przyczyną katastrofy.
Wiadomo na pewno, że fragment jezdni był oblodzony. Skąd się wzięła tam woda? Badane są dwa wątki. Jeden związany jest z wyjaśnieniem kwestii, czy mieszkańcy okolicznych domów nie wylewali na jezdnię ścieków. Drugi zakłada błędy konstrukcyjne drogi i winę drogowców.
Tragedia pod Zambrowem. Sześciu młodych mężczyzn zginęło w drodze do pracy
- W tej kwestii zarzuty usłyszeli dwaj pracownicy Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Zarzuca się im niedopełnienie obowiązków i przekroczenie uprawnień - mówi prokurator Kudyba. Wedle śledczych jeden z pracowników GDDKiA podczas kontroli budowy nie zauważył (lub nie chciał zauważyć uchybień), drugi zgodził się na zasypanie rowu, co mogło doprowadzić do wycieku wody na jezdnię. Ponadto z opinii Inspektora Nadzoru Budowlanego wynika, że zjazdy przy tej drodze zostały wykonane jako samowola budowlana.
- To jeszcze nie koniec śledztwa. Nie wykluczamy kolejnych zarzutów. Tym panom grozi kara pozbawienia wolności do trzech lat - dodała Kudyba.
Jeden z najtragiczniejszych wypadków w województwie podlaskim wydarzył się 10 lutego 2011 roku. Było kilka minut po godz. 5. Do Zambrowa dojeżdżał opel vivaro. W nim - sześciu młodych mężczyzn w wieku od 23 do 33 lat. Jechali z Hajnówki do Warszawy, na montaż mebli. Wszyscy pracowali w jednym zakładzie stolarskim. Na prostym odcinku drogi, przy dobrej widoczności opel nagle zjechał na przeciwny pas i tam stanął w poprzek jezdni. Od strony Zambrowa w tym czasie jechała ciężarowa scania z przyczepą. Potężna masa wbiła się w opla i zepchnęła auto do przydrożnego rowu. Wszystkie osoby jadące vivaro zginęły na miejscu. 58-letni kierowca ciężarówki został tylko lekko ranny.
Rodziny ofiar tej katastrofy do dziś nie dostały ani złotówki odszkodowania. Nie mają też cienia wątpliwości, że winę za to, co się wydarzyło, ponoszą drogowcy. To właśnie od nich domagają się gratyfikacji finansowej. Większość z rodzin - matki z dziećmi - zostało bez środków do życia.
"Boli nas fakt, że tylko w sytuacji katastrof stale nagłaśnianych medialnie, rodziny ofiar mogą liczyć na wsparcie i wypłatę należnych świadczeń ze strony Skarbu Państwa, który jest odpowiedzialny za katastrofę w Woli Zambrowskiej" - to fragment rozpaczliwego listu, jaki nadesłali do "Gazety". Porównują się w nim do rodzin ofiar katastrofy kolejowej pod Szczekocinami, czy nawet katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem. Tyle, że nikt ważny się o nich nie upomniał, nie zainteresował.
"My, członkowie rodzin ofiar z Woli Zambrowskiej, mieszkamy w niewielkich miejscowościach. Nasi ojcowie, mężowie, synowie i bracia nie zajmowali wysokich stanowisk państwowych, byli zwykłymi prostymi ludźmi ciężko pracującymi, aby zapewnić byt swoim rodzinom.() Zostaliśmy całkowicie zlekceważeni i pozbawieni jakiegokolwiek wsparcia ze strony organu, który ponosi za to odpowiedzialność "
Mikołaj Dorofiejuk, właściciel zakładu, w którym pracowali młodzi mężczyźni, w wypadku stracił też syna. To on prowadził samochód. Od początku był przekonany, że jego syn nie był winny .
- To był dobry i doświadczony kierowca. Nigdy nie szarżował na drodze. Tam była zamarznięta woda i my tylko chcemy, by znalazł się winowajca - mówi mężczyzna. - Czy pani wie, że minął już rok? Na miejscu tragedii postawiliśmy krzyż Zginęli nasi bliscy. Nie dość, że serce boli, to jeszcze musimy borykać się trudnościami finansowymi. Ja zamknąłem zakład, zostały młode matki z dziećmi, kredytami. Nie dostaliśmy żadnego wsparcia.
Zakład Mikołaja Dorofiejuka był ubezpieczony, ale w umowie nie było klauzuli o nagłej śmierci.
- Nie było, i tutaj nie mamy o co walczyć. Ale generalnej dyrekcji nie odpuścimy i o swoje prawa będziemy walczyć w sądzie - mówi w imieniu wszystkich rodzin Mikołaj Dorofiejuk.
Jest już wyznaczony termin pierwszej rozprawy - odbędzie się 13 kwietnia.
Jednak GDDKiA w Białymstoku do winy się nie poczuwa. Oto co powiedział nam jej rzecznik prasowy Rafał Malinowski:
- W pełni zdając sobie sprawę z bólu i cierpienia jakie towarzyszą rodzinom ofiar tragedii pod Wolą Zambrowską, muszę jednak powiedzieć, że naszym zdaniem bezpośrednią przyczyną pojawienia się wody na drodze był jej wyciek z posesji przez otwory w fundamencie ogrodzenia, zlokalizowanego od strony bitumicznego zjazdu do sąsiedniej posesji. Wyciek pochodził z przydomowej oczyszczalni ścieków i możliwe, że miał charakter incydentalny. Wcześniej nie mieliśmy podobnych sygnałów, niczego nie zauważyli też dokonujący objazdów drogomistrzowie. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że zjazdy przy tej drodze zostały wykonane jako samowola budowlana i dlatego odwołaliśmy się od decyzji Podlaskiego Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru. Sprawa jest w toku. Jeżeli chodzi o prokuratorskie zarzuty pod adresem naszych pracowników, to do chwili wydania wyroku przez sąd obejmuje domniemanie niewinności.