Listę rzekomych 'nazistów' Anonymous umieścili pod adresem nazi-leaks.net. Ma ona być efektem operacji o kryptonimie #OpBlitzkrieg. W jej trakcie hackerzy zaatakowali m.in. strony internetowe organizacji neonazistowskich, kojarzone z nimi sklepy internetowe, a także witryny partii politycznych. To stamtąd mają pochodzić dane osób wymienionych na liście.
W ostatnich dniach na forach nazistowskich i narodowych pojawiły się apele o wspólne atakowanie portalu. Akcja odbywała się pod hasłem 'take nazi-leaks down', czyli 'zdjąć nazi-leaks'. Do ataku rzeczywiście doszło. Jego autorzy wykorzystali metodę DDoS - w uproszczeniu polega ona na nawiązywaniu ogromnej liczby połączeń z serwerem, na którym znajduje się strona. Ten zwykle nie jest w stanie ich obsłużyć i w rezultacie pada. W tym przypadku atak nie przyniósł jednak oczekiwanych rezultatów. Witryny nie udało się usunąć z sieci, bądź bardzo szybko została przywrócona. Dodatkowo administrator serwera, na którym znajdowały się narzędzia służące do ataku, usunął je.
Co ciekawe, w podobny sposób kilka lat temu - tyle, że dużo skuteczniej - została zablokowana neonazistowska strona Redwatch. Znajdują się na niej m.in. dane działaczy antyfaszystowskich, antyrasistowskich oraz imigrantów, którzy zdaniem autorów witryny powinni być celem ataków. Wtedy za pomocą zamieszczonego w sieci programu internauci również przeprowadzili atak typu DDoS, który uniemożliwił korzystanie ze strony przez kilka tygodni.
Sprawa nazi-leaks.net ma też polski wątek, bo wśród domniemanych "nazistów" znaleźli się też Polacy. Na tworzonym przez ludzi związanych ze środowiskami antyfaszystowskimi i antyrasistowskimi portalu pl.indymedia.org zostały opublikowane dane około 450 osób z naszego kraju.
Na stronie portalu można przeczytać, że autorzy wpisu zachęcali 'do przejrzenia listy, i podjęcia działań wymierzonych w osoby na niej figurujące, nikt nie wziął się tam z przypadku. Sąsiedzi, rodzice, koledzy i koleżanki z pracy tych osób na pewno chętnie dowiedzą się, z kim mają na co dzień do czynienia.' Później lista zniknęła jednak ze strony, jak czytamy 'w związku z brakiem możliwości weryfikacji prawdziwości tej listy'. Dostępna jest za to pod innymi adresami.
Jak informuje TOK FM polską 'listą' zainteresowała się już Komenda Główna Policji i skierowała sprawę do Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Ta jutro ma podjąć decyzję, która prokuratura rejonowa będzie prowadziła postępowanie w tej sprawie. Zdaniem mundurowych mogło tu dojść do naruszenia ustawy o ochronie danych osobowych i nawoływania do popełnienia przestępstwa.
Swoje postępowanie wszczął również Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych. - Na początku będziemy sprawdzać, czy serwery na których znajdują się dane, są zlokalizowane na terenie Polski i czy dane zostały opublikowane z terenu naszego kraju - mówił w rozmowie z TOK FM Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych Wojciech Wiewiórowski. Jak podkreślał w pierwszej kolejności jego działania będą zmierzały przede wszystkim do usunięcia list z sieci.
Wątpliwości budzi natomiast wiarygodność samych list. W zamieszczonych pod nią komentarzach można przeczytać, że znalazły się tam również przypadkowe osoby, które z nazizmem nie mają nic wspólnego - w tym między innymi działacze antyfaszystowscy.
Ktoś podkradł ci miejsce na parkingu? Jest sposób na cwaniaka! [WIDEO] >>