Dowodzący akcją w Magdalence znowu przed sąd

Dowodzący akcją zatrzymania bandytów w Magdalence będą trzeci raz sądzeni - orzekł Sąd Apelacyjny w Warszawie. Sprawa wraca do ponownego rozpatrzenia przez Sąd Okręgowy w Warszawie.

Akcja w Magdalence - ZDJĘCIA >>

 

Sąd apelacyjny zajmował się opiniami dwóch zespołów ekspertów od policyjnej taktyki. Jeden z nich, powołany przez prokuraturę, stał na stanowisku, że podczas przygotowania akcji w Magdalence popełniono błędy w rozpoznaniu. Według drugiego zespołu wybrany wariant ataku był optymalny i choć były błędy, to nie maiły one wpływu na tragiczny przebieg akcji.

Najkrwawsza akcja polskiej policji

To była najtragiczniejsza w dziejach polskiej policji akcja zatrzymania bandytów. W nocy z 5 na 6 marca, o godzinie 0.42, antyterroryści ruszyli do akcji w podwarszawskiej Magdalence. Chwilę potem wybuchła bomba. Dwóch policjantów zginęło a 16 zostało rannych.

Prokuratura uznała, że za śmierć i rany policjantów odpowiada trójka szefów: Grażyna Biskupska, ówczesna naczelnik wydziału terroru kryminalnego stołecznej policji, Kuba Jałoszyński, wtedy dowódca antyterrorystów i Jan P. (zastrzegł nazwisko) w tym czasie zastępca komendanta stołecznego. Prokuratura oskarża ich o niedopełnienie obowiązków. Cała trójka została dwukrotnie uniewinniona przez sąd okręgowy. Prowadząca sprawę, prokuratura w Ostrołęce, po raz drugi odwołała się od wyroku.

Nikogo z nich nie ma już w policji

Żaden z bohaterów sądowego epilogu akcji w Magdalence już nie pracuje w policji. Wszyscy są emerytami. Kuba Jałoszyński i Jan P. odeszli z policji niedługo po tragedii.

W styczniu 2006 roku, już w trakcie pierwszego procesu, odeszła na emeryturę Grażyna Biskupska. Jak mówi, proces zajmował dużo czasu. Nie dało się połączyć zasiadania na sali sądowej z pracą. Ówczesny komendant główny policji Marek Bieńkowski i wiceszef MSWiA Władysław Stasiak zadeklarowali, że po uniewinniającym wyroku, chętnie znowu powitają ją w szeregach policji. I wróciła we wrześniu 2006 roku, w parę miesięcy po wyroku. Na początku bieżącego roku znowu odeszła na emeryturę. Tym razem nie ma to związku z procesem.

Co się stało w Magdalence

W nocy z 5 na 6 marca 2003 roku policjanci mieli zatrzymać dwóch bandytów, Igora Pikusa i Roberta Cieślaka, zamieszanych w zabójstwo policjanta w Parolach w 2002 roku. Bandyci ukrywali się w willi w podwarszawskiej Magdalence.

Wiadomo, że są groźni, mogą być uzbrojeni. Cieślaka policjanci raz już prawie mieli. Dostał cynk, że startuje helikopter. Wysiadł z taksówki i przepadł w lasach. Odgrażał się, że żywcem nie da się wziąć. Dlatego do szturmu na willę szykuje się aż 26 antyterrorystów.

Dokładnie 42 minuty po północy antyterroryści taranują samochodem bramę na posesję. Gdy są przy drzwiach, wybucha ładunek wybuchowy, umieszczony w kwietniku na tarasie. To bomba wypełniona śrubami, gwoździami, dla większej siły rażenia. Na miejscu ginie policjant, drugi umrze w szpitalu. Jest 16 rannych.

Ogrodzenie szturmuje następny land rover. Pod jego osłoną policjanci wyciągają jednego z rannych dowódców. Ma podziurawioną czaszkę. Cały czas trwa wymiana ognia. O 1.50 antyterroryści wrzucają do budynku granaty łzawiące. Robi się cicho. Jeden z rannych szturmujących twierdzi, że zabił bandytę. Drugi też miał dostać.

Po trzeciej w nocy, na pierwszym piętrze wybucha pożar. Słychać wybuchy. Potem jest już cicho. Po 12 godzinach od rozpoczęcia szturmu policjanci znajdują w środku dwa spalone ciała bandytów.

Sąd bez końca?

W październiku 2005 roku trójka policjantów oskarżona o niedopełnienie obowiązków podczas akcji w Magdalence, siada pierwszy raz na ławie oskarżonych. W czerwcu następnego roku zapada wyrok. Niewinni.

- Szkoda, że w szeregach policji nie ma już: Jana P., Kuby Jałoszyńskiego i Grażyny Biskupskiej, o których na tej sali powiedziano, że są jednymi z najlepszych policjantów w kraju - mówił sędzia Andrzej Krasnodębski. Zdaniem sądu, wbrew zarzutom prokuratury akcja została przygotowana w sposób optymalny. To nie działania podsądnych, ale Pikusa i Cieślaka spowodowały śmierć i rany policjantów.

Prokuratura odwołała się od wyroku. Sąd apelacyjny uznał, że konieczny jest powtórne rozpatrzenie sprawy. W 2009 roku ruszył kolejny proces. Prokurator chciał dla oskarżonych kar po dwa lata więzienia, z zawieszeniem na pięć lat. 28 lipca zeszłego roku, sąd znowu uniewinnił oskarżonych. Nie dopatrzył się związku między działaniem oskarżonych, a tragedią, do której doszło. Zdaniem sądu taki przebieg akcji był nie do przewidzenia.

19 kwietnia br. rozpoczęła się kolejna odsłona sądowej epopei w sprawie akcji w Magdalence. Znowu przed sądem apelacyjnym.

 

GROM i antyterroryści odbijali pociąg - ZDJĘCIA>>

 

Jatka w "Gamie". Pięciu gangsterów rozstrzelanych >>

Więcej o: