Na żądanie posłów opozycji szef niemieckiej dyplomacji musiał w środę wyjaśnić posłom, jaki miał stosunek do przemocy w polityce 30 lat temu, podczas studenckiej rewolty we Frankfurcie nad Menem, i jak to ocenia dziś. Fischer, który od dwóch tygodni w wywiadach i przed sądem tłumaczy ten rozdział swej biografii, ponownie przyznał, że bił się z policją podczas ulicznych demonstracji i przeprosił za to funkcjonariuszy. Zaprzeczył, aby rzucał butelkami zapalającymi lub wzywał do tego oraz by przechowywał broń dla terrorystów lub wspierał ich w jakikolwiek sposób.
Minister oskarżył część prasy i opozycję o organizowanie politycznej kampanii przeciwko niemu, w której nie chodzi o poszukiwanie prawdy o burzliwych czasach młodzieżowego buntu '68. - Oferuje się [moim znajomym sprzed 30 lat] pieniądze, aby li tylko na podstawie wspomnień stawiali oskarżycielskie tezy, do których ja się mam potem ustosunkowywać - zarzucił Fischer.
- Nie byłem wtedy demokratą - przyznał - tylko rewolucjonistą z zacięciem wolnościowym. Ale po 1977 r. "z przekonania stałem się demokratą". Potępiając używanie przemocy przez demonstrantów przed 30 laty, określił ówczesny bunt jako "w ostatecznym rozrachunku wolnościową rewoltę o cechach totalitarnych i siłowych", która mimo wszystko "przyczyniła się do powiększenia, a nie do zmniejszenia przestrzeni wolności w tym kraju".
Takiej ocenie sprzeciwiły się obie partie opozycyjne - liberałowie i zwłaszcza chadecy. Republika Federalna od 1949 r. była nieprzerwanie liberalną, solidarną i otwartą na świat demokracją, a nie dyktaturą - mówiła pochodząca z b. NRD szefowa CDU Angela Merkel. - W żadnym momencie nie było potrzeby reformowania jej z użyciem przemocy. To nie państwo popełniało błędy, tylko pokolenie '68. Nie zgadzam się z tym, że ci, którzy rzucali kamieniami i byli terrorystami, wnieśli wkład w powiększenie wolności w tym kraju.
Zdaniem Merkel tylko pokojowa rewolta przeciwko dyktaturze w NRD przed 11 laty zasługuje na uznanie obywateli. Zdaniem CDU/CSU i FDP, które w debacie nie cofały się przed porównaniem ulicznych zadym '68 z nazistowskimi bojówkami SA czy dzisiejszą skrajną prawicą, szef MSZ nie dość przekonująco odżegnał się od przemocy i terroru.
SPD i Zieloni polemizowali z tym stanowiskiem, przypominając duszny klimat polityczny i obyczajowy RFN w czasach Adenauera, kiedy to prawicowe gazety bezpardonowo atakowały intelektualistów i nie prowadzono rozprawy z czasem nazizmu. Murem za swym wicekanclerzem stanął szef rządu Gerhard Schröder, który przyjechał specjalnie do Bundestagu, a na koniec zarzucił opozycji: - Nie chcecie słuchać i ferować wyroków, tylko chcecie potępić całą polityczną generację.
Anna Rubinowicz, Berlin