Wchodzi pacjentka do gabinetu. Wizyta przebiega rutynowo. Ona wychodzi. On jeszcze nie wie, że pacjentka właśnie się w nim zakochała. Zbliżają się kłopoty.
Miłość od pierwszego wejrzenia (typowa dla osób zaburzonych), przez chwilę wzniosła i romantyczna, z czasem zmienia się w nienawiść i obsesyjne dążenie, by zniszczyć obiekt niedawnych westchnień. Tu pojawia się stalking, uporczywe nękanie i prześladowanie. To przestępstwo jest wciąż słabo rozpoznane i podatne na stereotypy. Okazuje się, że jego ofiarami padają nie tylko celebryci, ale i ludzie zajmujący się zawodowo pomaganiem - lekarze, terapeuci.
Adam S., lekarz specjalista medycyny estetycznej, niczego nie przeczuwał, gdy pacjentka już na drugą wizytę przyniosła mu nietypowy prezent: kawę, herbatę, czekoladki, płytę Stinga, kadzidełka z podstawką w kształcie Buddy. Doktor Adam S. i Marta P. zaczęli do siebie dzwonić, być może nawet flirtować, do czego przyznaje się ze skruchą doktor. Ale na randki umawiał się wtedy z Magdą. Rozmowy z pacjentką odbierał raczej jako "konwersacje z inteligentną kobietą".
Traf chciał, że Magda była w gabinecie doktora S., gdy kurier przyniósł paczkę, a w niej między innymi kubek z napisem "kocham cię". Prezenty wylądowały w koszu a doktor zerwał kontakty z Martą P.. Tak mu się przynajmniej wydawało...
Odtrącona pacjentka, Marta P. rozpoczęła niszczącą kampanię przeciwko doktorowi. Nasłała do jego gabinetu kobietę, z którą rzekomo był umówiony na seks. Potem w internecie zaczęły pokazywać się wypowiedzi szkalujące dobre imię lekarza, np. sugestie, że jego dyplom medyczny jest fałszywy. Wpisy szagrające wizerunek doktora S. posypały się na internetowych forach: "Adam S. zabija pacjentów lub doprowadza ich do trwałego kalectwa", "Adam S. to zdehumanizowane bydlę, które upaja się zadawaniem bólu kobietom", "Groził mi dożylnym podaniem środka, po którym umiera się w pół minuty". Niektóre komentarze były dodatkowo opatrzone numerem telefonu lekarza i adresem internetowym.
Znajomi, oraz pacjenci powoli zaczęli odwracać się od Adama S. Lekarz twierdzi, że jego kariera legła w gruzach.
Działania stalkerki trwały pięć lat. Szczegółowo opisała je "Gazeta Wyborcza" w reportażu "Będę koszmarem twojego lajfu"
Marta P. zakładała fałszywe konta doktora S. na portalu Goldenline. Podając się za niego wykorzystała jeden z fałszywych profili do tego, by naubliżać pani psycholog w grupie portalu. Wprawdzie administratorzy strony na bieżąco usuwali fałszywe profile, ale wciąż pojawiały się nowe.
Doktor Adam S. doprowadził w końcu do procesu o uporczywe i złośliwe niepokojenie przeciwko Marcie P. Sprawa jest w toku. Biegli psychiatrzy stwierdzili, że kobieta ma zaburzoną osobowość.
Dlaczego ofiarami stalkerów padają osoby, które w życiu zawodowym pomagają ludziom? Bo uważność, życzliwość, niesienie pomocy, cierpliwość - których doświadczają od reprezentantów takich zawodów - interpretują, z racji niskiej samooceny, jako dowody miłości. Dodatkowo relacja pacjent - terapeuta jest bardzo szczególna, nosi znamiona intymności. Pacjent ujawnia przed terapeuta najskrytsze pragnienia, problemy, dążenia. Przed lekarzem często musi się obnażyć fizycznie, ujawnić szczegóły swojego ciała lub "ducha".
A kto jest upoważniony do wiedzy o naszych sekretach, do oglądania nas nagich, jak nie ci, z którymi dzielimy intymność. Do tego dochodzi brak umiejętności społecznych, które pozwoliłyby zakomunikować swoje uczucia.
Psychiatrzy, którzy wnieśli największy wkład w dzisiejszą wiedzę o stalkingu, Rosemary Purcell, Michele Pathé i Paul E. Mullen z Victorian Institute of Forensic Mental Health and the Department of Psychological Medicine na Uniwersytecie Monash w Australii doszli do wniosku, że kobiety, stalkerki są zwykle społecznie odizolowane. Mają zaburzoną osobowość, bądź są chore psychicznie. Większość z nich motywowana jest chęcią nawiązania intymnej relacji z ofiarą, która zwykle zawodowo zajmuje się pomaganiem innym.
Na forum portalu psychiatria.pl czytamy relację użytkowniczki z jej niespełnionej miłości do lekarza. Kobieta, pacjentka opisuje, jak w trakcie kolejnych wizyt zakochiwała się w swoim lekarzu. Kiedy zwierzyła mu się z uczucia i chciała zaprosić go na kawę, ten grzecznie odmówił tłumacząc się etyką zawodową. Pacjentka, jak sama przyznaje, uważa, że ona też się jemu podoba. Jest przekonana, że gdyby nie to, że ewentualna randka wykracza poza jego uprawnienia zawodowe, umówiłby się z nią. Kobieta pisze: "Kiedyś nawet szłam za nim, żeby zobaczyć gdzie mieszka i teraz codziennie przechodzę koło jego domu w nadziei, że "przypadkiem" go spotkam..."
Przekonanie, że lekarz, czy terapeuta są zakochani w pacjentce to erotomania - wyjaśniają, psychiatrzy z Ontario: Paul Fitzgerald i Mary V. Seeman. Termin ten jest potocznie mylony z uzależnieniem od seksu, ale w rzeczywistości oznacza dosyć rzadkie, występujące głównie u kobiet zaburzenie osobowości, które polega na przekonaniu, że druga osoba jest w niej zakochana.
Przypadłość tę cechuje wysoki poziom narcyzmu, który z jednej strony - pozwala widzieć siebie samego jako obiekt pożądania, z drugiej - wiąże się z niską wrażliwością na wstyd. Może to zaowocować prawdziwą wściekłością na brak odzewu ze strony "ukochanego". A działania skierowane na publiczne oczernianie ofiary, pozwalają na podbudowanie własnego wizerunku.
Przypadek kobiety, która pojawiła się na leczeniu z depresji i uzależnienia od alkoholu, opisują w swojej pracy Paul Fitzgerald i Mary V. Seeman. Jej problem był złożony, kobieta wymagała długiej terapii. Jej leczenie przerodziło się w erotyczną obsesję. Była przekonana, że terapeuta ją pokochał, ale z racji profesji, którą uprawia, nie ma śmiałości jej o tym powiedzieć.
Terapia przechodziła pomyślnie, ale za każdym razem, gdy pojawiał się kryzys, pacjentka usilnie starała się przekonać terapeutę, że ten ukrywa swoje uczucia: chce częstszych kontaktów, czeka na fizyczne zbliżenie, ale potrzebuje więcej czasu. Fakt, że był miłym człowiekiem, odbierała jako dodatkową zachętę.
Stalking, to uporczywe nękanie i prześladowanie. Jego najczęstsze przejawy to: wysyłanie sms-ów, prezentów, niechcianych kwiatów, śledzenie, uporczywe telefonowanie, publiczne upokarzanie, wyrażane na przykład poprzez grafitti, pomówienia, niszczenie własności ofiary, groźby przemocy lub realna przemoc. Termin zawiera gamę kilkunastu zachowań, które występują osobno, albo razem. Prawdopodobnie dlatego przyjął się również w Polsce termin angielski, który pozwala na opisanie zjawiska jednym słowem.
To co kojarzyło nam się z romantycznym uporem w celu zdobycia serca wybranej lub wybranego, może zaprowadzić za kratki. Od czerwca br. stalking stał się w Polsce przestępstwem. Zagrożony jest karą trzech lat więzienia, a jeśli ofiara wyniszczona nękaniem będzie próbowała odebrać sobie życie (czyli stalker doprowadzi ją do próby samobójczej), nawet dziesięciu lat.
Do Szpitala Uniwersyteckiego im. Biziela w Bydgoszczy przyszli po cywilnemu policjanci. Dyżurny komendy miejskiej otrzymał anonimowe zgłoszenie, że neurolog przyszedł do pracy pijany i w takim stanie przyjmuje pacjentów. - Czuć od niego na kilometr, zagraża chorym - doniósł anonimowy informator.
Lekarz był trzeźwy. Dzień później do jego bezpośredniej przełożonej zadzwoniła kobieta podająca się za dziennikarkę. Pytała, czy prawdą jest, że lekarz przyszedł do pracy pijany, dopytywała także, jakie będą tego konsekwencje.
Czy to ona nęka doktora od miesięcy sms-ami z pogróżkami?
W marcu, przed jego domem spłonęły dwa samochody, w tym jego własny. To były podpalenia - stwierdził biegły.
Czy również za tym stoi kobieta, która telefonowała do szpitala? Sprawcy na razie nie udało się złapać. Lekarz prawdopodobnie nawet nie zauważył, że jedna z pacjentek się w nim zakochała. Być może jako osoba zaburzona, zakomunikowała mu to w sposób tak nieudolny, że nawet się nie spostrzegł, a ona poczuła się zignorowana i odtrącona . Prokuratura w Nakle nad Notecią jest bliska umorzenia sprawy. Czy to jednak zakończy kłopoty lekarza?
"Chcę zostać żoną mordercy" - historie kobiet, które pokochały bestie >>