Morawiecki próbuje zrzucić na protesty winę za rozwój epidemii. Eksperci są nieco innego zdania

W środę Mateusz Morawiecki ogłosił nowe obostrzenia w związku z epidemią koronawirusa w Polsce. Premier stwierdził, że protesty uliczne mogą zwiększać liczbę zarażonych COVID-19. Tymczasem wypowiedzi ekspertów nie pozwalają na tak jednoznaczny wniosek.

W środę premier Mateusz Morawiecki ogłosił wprowadzenie nowych restrykcji. Od soboty sklepy w galeriach handlowych - oprócz spożywczych, drogerii, aptek, zostają zamknięte. Od poniedziałku uczniowie klas 1-3 zostają w domach. Szkoły pozostaną zamknięte do 29 listopada. Placówki kultury, m.in. kina i muzea, będą niedostępne dla publiczności. Zmniejszono także limit osób przebywających w sklepach oraz kościołach.

Morawiecki próbuje zrzucić winę na protestujących

Na konferencji Morawiecki kilkakrotnie podkreślał, że protesty uliczne przeciwko wyrokowi TK ws. aborcji mają znaczący wpływ na wzrost liczby zachorowań na koronawirusa. Premier stwierdził, że według prognoz zespołu badawczego z Uniwersytetu Warszawskiego protesty uliczne mogą zwiększyć liczbę zakażeń o ok. 5 tys. dziennie.

Pod słowami Morawieckiego podpisała się posłanka PiS Joanna Borowiak. "Ważny apel Premiera @MorawieckiM do tych, którzy wychodząc na ulice na tzw. ,'spontaniczne spacery' nie liczą się z bezpieczeństwem. Jeśli nie myślicie o sobie, zacznijcie myśleć o innych" - czytamy w tweecie posłanki, która niedawno donosiła o ataku hakerskim na jej konto na Twitterze.

Zobacz wideo Morawiecki przestawia kolejne restrykcje, a o wzrost zachorowań obwinia protestujących

"Jest tylko jeden podstawowy problem - ze wspomnianej prognozy nie wynika to, co zasugerował Morawiecki" - pisze w swoim tekście Mikołaj Fidziński z Next.gazeta.pl. Szef rządu naciągnął wyliczenia naukowców pod swoją tezę.

Czytaj też: Morawiecki naciągnął prognozy naukowców UW pod swoją tezę. "To nieuprawnione"

Wystarczy również przeczytać oświadczenie naukowców z ICM UW z wtorku 3 listopada, czyli na dzień przed słowami premiera. Piszą oni w nim jednoznacznie, że "stwierdzenie, że z modelu ICM UW wynika, iż protesty uliczne mogą zwiększyć liczbę stwierdzonych przypadków z 25 tys. na 31 tys., jest nieuprawnione". Dodają, że "w obecnym stadium rozwoju modelu nie są metodologicznie przygotowani, aby uwzględnić w sposób odpowiedzialny tego typu zgromadzenia jako odrębny czynnik".

Oświadczenie naukowców ICM UWOświadczenie naukowców ICM UW Mikołaj Fidziński

Jak mówił w rozmowie z TOK FM dr. inż. Piotr Szymański, członek grupy MOCOS (MOdelling COronavirus Spread) i adiunkt w Katedrze Inteligencji Obliczeniowej na Politechnice Wrocławskiej, wpływ tych protestów jest znacznie niższy niż wpływ otwarcia szkół.

- Żaden model w Polsce nie jest obecnie w stanie uwzględnić wpływu protestów wprost - to znaczy powiedzieć, że protesty się przełożyły na tyle zakażeń i tyle zgonów. To jest po prostu niemożliwe, bo nie mamy na to danych. Nie ma z czego tego modelować - mówił ekspert.

- Oczywiście, przebywanie w bliskim kontakcie, bez masek, w zamkniętych pomieszczeniach, sprzyja szerzeniu się zakażeń. To jest poza dyskusją. Demonstracje odbywają się na świeżym powietrzu i są oczywiście zgromadzeniem, więc jakieś tam ryzyko jest, niewielkie. Ktoś powiedział, że to samo się odnosi do cmentarzy, że jedno krytykujemy, drugie nie. Proszę zwrócić uwagę, że to inna populacja. Na cmentarze przecież ci wszyscy zainteresowani nie przyszli, oni przeskakiwali przez płot, bo nie można było - co przy tym naszym podejściu masowym, takim trochę dziwnym, prasłowiańskim podejściu do grobów, mogło znaleźć uzasadnienie. Ale na ulicach są to młodzi ludzie, którzy nie tolerują tego, co się w tym państwie dzieje - tłumaczył z kolei w środę w Onet Rano prof. Simon.

Fala krytyki na Twitterze

Słowa Morawieckiego oraz działania kierowanego przez niego rządu spotkały się też z krytyką opozycji. "Nowe obostrzenia. Zamknięte kina, teatry i muzea. 'Nie martwcie się, kościoły bez zmian' - komentuje ironicznie reżyser teatralny Jakub Skrzywanek. Dużo łatwiej byłoby społeczeństwu pogodzić się z restrykcjami, gdyby były logiczne i równe dla wszystkich" - skrytykowała działania rządu senatorka Koalicji Obywatelskiej Barbara Zdrojewska.

Poseł KO Michał Szczerba zwrócił uwagę na utratę kontroli nad rozwojem epidemii. "Żeby tylko narodowa kwarantanna nie zakończyła się narodową żałobą. Od dawna nie leci z nami pilot" - stwierdził Szczerba. 

Bosak: Kolejne zakazy wycelowane w handel

Decyzje rządu krytykują także politycy niezwiązani z największym ugrupowaniem opozycyjnym. Były kandydat na prezydenta i poseł Konfederacji Krzysztof Bosak stwierdził, że nowe obostrzenia uderzą w przedsiębiorców. "Kolejne zakazy wycelowane w handel i usługi to sposób na pokazanie społeczeństwu, że rząd 'coś robi' i na przeniesienie odpowiedzialności za chaos w ochronie zdrowia. Wielu Polaków prowadzących dzielność gosp. wpadnie w większe długi lub już tego nie przetrwa" - napisał Bosak.

Jego partyjny kolega Dobromir Sośnierz skrytykował rząd za wprowadzanie rozwiązań, które zaszkodzą przedsiębiorcom. Jednocześnie zaatakował strajkujące kobiety, nazywając je "wściekłymi Julkami".

Również po lewej stronie pojawiły się głosy krytyki. Poseł Lewicy Krzysztof Gawkowski opublikował wpis, w którym ostrzega przed nadejściem złego czasu dla Polski. "Polityka polityką, ale ból serce ściska kiedy widzę, że rząd kompletnie nie panuje nad sytuacją pandemiczną" - ostrzega polityk

Więcej o: