Ankietowanym zadano pytanie "Jak ocenia Pani/Pan wyrok Trybunały Konstytucyjnego ws. aborcji?". Aż 70,7 proc. respondentów oceniło go negatywnie. Pozytywnie do wyroku odnosi się 13,2 proc. badanych. Zdania na ten temat nie posiada 16,1 proc. ankietowanych.
W czwartek Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przesłanka do legalnej aborcji, jaką jest wykrycie wady płodu jest niezgodna z konstytucją. Wyrok w praktyce oznacza, że w Polsce aborcja może być legalna tylko w dwóch przypadkach - gdy ciąża jest efektem czynu przestępczego (gwałtu, kazirodztwa) lub gdy zagraża życiu matki. Przeciwko tak surowemu prawu antyaborcyjnego trwają protesty na ulicach polskich miast. Biorą w nich udział dziesiątki tysięcy osób.
Organizatorem większości wydarzeń jest Ogólnopolski Strajk Kobiet. W środę (28 października) oprócz ulicznych manifestacji, kobiety były zachęcane do wzięcia udziału w akcji "Strajk! Nie idziemy do roboty!". Aby zamanifestować swój sprzeciw wobec decyzji Trybunału Konstytucyjnego o uznaniu aborcji ze względu na ciężkie wady lub nieuleczalną chorobę płodu za niekonstytucyjną, kobiety zachęcano do brania urlopów na żądanie oraz jednorazowego zamykania swoich firm.
Organizacja "Dziewuchy Berlin" zorganizowała protest pod domem prezeski Trybunału Konstytucyjnego, Julii Przyłębskiej. Kilkadziesiąt osób udało się pod rezydencję Przyłębskiej, aby skandować hasła sprzeciwiające się decyzji TK o uznaniu aborcji w przypadku ciężkiej wady lub nieuleczalnej choroby płodu za niekonstytucyjną.
"Zapamiętaj, Julio, krwawa, jesteś sługą Jarosława", "Przepraszamy za utrudnienia. Mamy rząd do obalenia" - to tylko niektóre hasła, jakie można było usłyszeć w czasie protestu.
"Nie może być tak, że się dzieli Polaków, a potem ucieka do Berlina, do luksusowej dzielnicy, i nie ponosi konsekwencji" - powiedziała w rozmowie z GW Anna Maria Patané, jedna z organizatorek protestu. "Zanim zaczęliśmy demonstrację, powiadomiliśmy o niej niemieckie władze. Baliśmy się prowokacji" - dodała.