Areszt za tęczowe flagi na pomnikach. Ekspert: To działanie zupełnie nieproporcjonalne

Dwie aktywistki trafiły we wtorek aresztu po tym, jak w nocy z 28 na 29 lipca rozwiesiły na kilku warszawskich pomnikach tęczowe flagi. W środę zatrzymano trzecią osobę. - To działanie zupełnie nieproporcjonalne i niepotrzebne - mówi w rozmowie z portalem Gazeta.pl dr Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

W nocy z wtorku 28 lipca na środę 29 lipca tęczowe flagi zawisły między innymi na figurze Chrystusa przed kościołem św. Krzyża, Syrence Warszawskiej oraz pomniku Józefa Piłsudskiego. W internecie szybko pojawiły się ich zdjęcia, a także manifest aktywistów odpowiedzialnych za akcję, którzy pisali między innymi: Gdy zabierane są nam kolejne prawa, los waży się na szalach władzy. Niepokoi milczenie polityków – przerażają ich słowa. Nie będziemy prosić o litość, błagać o szacunek i zrozumienie.

4 sierpnia warszawska policja poinformowała, że zatrzymane w tej sprawie zostały pierwsze osoby, które trafiły już do aresztu. Zapowiedziała również, że kolejne to kwestia czasu i w środę 5 sierpnia poinformowano o zatrzymaniu trzeciej osoby

Do sprawy odniósł się w rozmowie z TVN24 rzecznik KSP, nadkom. Sylwester Marczak. Przekonywał, że czynności prowadzone są zgodnie i w oparciu o kodeks postępowania karnego, a po ich wykonaniu osoby zatrzymane zostaną zwolnione przy ewentualnym zastosowaniu środków określonych w kodeksie.

Pytany o to, dlaczego funkcjonariusze zatrzymujący jedną z aktywistek byli ubrani po cywilnemu, zaznaczył, że taka była taktyka, a funkcjonariusze działali na zlecenie prokuratury. Sylwester Marczak dodał również, że wszelkie środki użyte przez policję były adekwatne.

Działania stołecznych funkcjonariuszy w rozmowie z portalem Gazeta.pl ocenił doktor Piotr Kładoczny, prawnik z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

To zatrzymanie nie powinno mieć miejsca, ponieważ wydaje się, że te panie można było poprosić, żeby się stawiły na komisariacie i można było je przesłuchać. Takie przesłuchanie zapewne jest konieczne, jeżeli policja chce prowadzić postępowanie w tej sprawie, żeby wyjaśnić cele działania tych pań, ale nie ma chyba żadnego powodu, żeby twierdzić, że są one niebezpieczne, żeby je zatrzymywać. Nie ma chyba powodu, żeby uważać, że one się nie stawią na wezwanie, bo tego rodzaju manifestacyjne działanie raczej wskazuje na to, że one chętnie wyjaśnią, dlaczego to zrobiły i jakie są powody tego działania

- powiedział Kładoczny. 

- To jest działanie zupełnie nieproporcjonalne i niepotrzebne. Można przyjąć, że jednak narusza standardy tego, do czego możemy być i powinniśmy być przyzwyczajeni w demokratycznym państwie prawa – dodał.

Zobacz wideo Demonstracja przed komendą policji przy ul. Wilczej w Warszawie przeciwko zatrzymaniu działaczek Stop Bzdurom

"Chce się takie osoby zastraszyć i pokazać, że jesteśmy absolutnie bezwzględni wobec przestępstw"

Na profilu Kampanii Przeciw Homofobii w mediach społecznościowych pojawił się wpis, w którym autorzy przekonują, że nagłe zatrzymania aktywistek mają charakter represyjny.

W ocenie doktora Piotra Kładocznego takie domniemanie jest uprawdopodobnione.

- Uznałbym, że to jest rozumowanie poprawne. Myślę, że nie ma żadnego powodu innego dzisiaj widocznego, chyba że policjanci nam powiedzą, jaki jest rzeczywisty powód zatrzymania osób nawet na ulicy - dodaje Ekspert Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Jedyny powód, jaki można sobie wyobrazić w tej chwili bez udziału policji, to właśnie taki, że chce się takie osoby zastraszyć i pokazać, że jesteśmy absolutnie bezwzględni wobec przestępstw. Problem polega na tym, że jest wątpliwość po pierwsze, czy to jest w ogóle przestępstwo. Po drugie jest wątpliwość, czy nawet gdybyśmy uznali, że to jest przestępstwo, czy jest ono tak straszne, że należy te osoby w ten sposób traktować

- podsumowuje. 

Więcej o: