W ubiegłym tygodniu informowaliśmy, że z Jeziora Koskowickiego wyłowiono tysiące martwych ryb. Przyczyną śmierci zwierząt był przyducha, czyli brak tlenu w wodzie spowodowany m.in. wysokimi temperaturami. W otaczających jezior trzcinach odnaleziono naprawdę ogromne okazy. Niektóre liczyły nawet do 2 metrów długości.
Nie wszyscy jednak dali wiarę tej wersji zdarzeń. Wielu wędkarzy, w tym grupa Carp Seekers Legnica sugeruje na swoim profilu na Facebooku, że prawdziwym powód wymierania ryb może być zgoła inny. "Kilka lat temu też niby przyducha zabiła sporo ryb. Jak się okazało i wszyscy o tym wiedzą, z pól spłynęły wtedy opryski" - czytamy na fanpage'u.
Nie wszystkie martwe ryby udało się wyłowić. Mniejsze okazy płotek czy leszczyków pozostały w trzcinach, gdzie ulegają rozkładowi. Niektóre z nich w ogóle nie wypłynęły na powierzchnię i tkwią dalej w wodzie - informuje TVN.
Dziś wędkarze ponownie wypłynęli na jezioro, by sprawdzić, ile ryb padło tym razem. - Wyszła z tego spokojnie ponad tona. Same tołpygi i sumy, po 40-50 kilogramów. Razem daje to prawie cztery tony - przyznaje Mariusz Ból z legnickiego okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego w rozmowie z TVN24.
W Legnicy zwołany został sztab kryzysowy, którego celem będzie podjęcie decyzji i opracowanie działań mających na celu przywrócenie życia w akwenie. Na posiedzeniu pojawią się przedstawiciele Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, wojewody, starostwa powiatowego oraz Wód Polskich.