Marek Suski - żołnierz do zadań specjalnych. Wbrew pozorom jest jednym z najbarwniejszych ludzi PiS

Jacek Gądek
Marek Suski - oto nowe oczy i uszy Jarosława Kaczyńskiego w Kancelarii Premiera. Kim jest "zakonnik", który maluje portrety, a czasami też obrazy z motywem fallusa? Mało jest w PiS równie barwnych, a zarazem zaufanych ludzi od czarnej roboty.

Marek Suski robi to, czego oczekuje Jarosław Kaczyński - jego mentor i mistrz. I tak jest od samego początku. Od lat są na "ty", ale wszyscy wiedzą, kto rządzi.

Zakonnik

Marek Suski bez wahania odstrzeli Bartłomieja Misiewicza. Bez zmrużenia oka wywali z PiS renegatów. Zajmie to stanowisko, które wskaże mu prezes. Tacy żołnierze są w partii na wagę złota. Nawet jeśli "wykształciuchy" pokroju Ludwika Dorna i Romana Giertycha mają w pogardzie jego karierę i walory intelektualne.

Skąd przywiązanie i zaufanie prezesa PiS do Marka Suskiego? J. Kaczyński w książce "Alfabet braci Kaczyńskich" pytany o to, czy ci, którzy w latach 90. wiernie szli za nim, to Pierwsza Brygada PiS, odparł: W jakimś sensie tak. Mam do nich największe zaufanie.

Suski do tej Pierwszej Brygady PiS, zwanej "zakonem PC" należy. Dlatego teraz trafił do Kancelarii Premiera. Prywatnie jest zwyczajnie miłym (ale nie dla przeciwników), żartobliwym (co często obraca się przeciwko niemu) człowiekiem. A z posłami ma najczęściej dobry kontakt (złe kontakty nie wróżyłyby kariery w partii).

Żołnierz

Marek Suski (rocznik 1958) skończył Studium Zawodowe Technik Teatralnych w Warszawie. Pochodzi z Grójca, a wywodzi się z możnego niegdyś rodu Chebda de Grabie Suskich herbu Pomian. Ze swoich przodków jest dumny, co często podkreśla w wywiadach.

By się uczyć, wyjechał do Warszawy. Jeszcze jako uczeń dostał pół etatu w stołecznym Teatrze Wielkim. Pracował tam przez rok jako charakteryzator. Makijaż, peruki - to była jego specjalność. Od wykonywania zacnego zawodu fryzjera, bo tak często bywa opisywany, się odżegnuje.

W PRL-u wzięli go w kamasze. Gdy z "woja" wyszedł, był już stan wojenny i żądano od niego podpisania deklaracji, że nie będzie krytykował ustroju socjalistycznego. - Ja tego nie chciałem podpisać, więc nie poszedłem do teatru, ale do prywatnej firmy rzemieślniczej, w której pracowałem do przełomu - podkreślał, gdy rozmawiałem z nim lata temu.

Nota bene: w wojsku też malował, ale ściany w żołnierskich świetlicach.

Ślusarz

Peruki musiał zamienić na ślusarskie narzędzia. Na życie zarabiał w zakładzie rzemieślniczym szlifując podzespoły do elektroniki i sztuczną biżuterię. Całkiem niezłe pieniądze - sam tego nie krył - miał też z malowaniu obrazów i ich sprzedaży.

Nim jednak założył mundur, to - w teatrze - obracał się w bardzo liberalnym, artystycznym środowisku, wśród aktorów, reżyserów, tancerzy - bohemy. - Teraz się mówi o różnych orientacjach seksualnych, ale w czasach komunizmu to było głęboko skrywane i były tam śmieszne z tym związane historie. I na przykład jeden z panów - nie powiem, jaką pełnił funkcję, ale był artystą występującym - chwalił się, że "nie zhańbił się kobietą" i wszyscy się z tego lekko naśmiewali - wspominał.

Albo inna scena, którą mi kreślił: Tancerz Stanisław Szymański, który chodził z torebką, zaglądał do nas do pracowni i pytał, czy nam się podoba jego nowa torebka. Jakaś tam była zaplatana, wyplatana, kupił ją na gościnnych występach gdzieś za granicą. Oczywiście był wielkim tancerzem, ogromnym talentem i artystą wielkiej klasy.

Malarz

Gdyby Marek Suski wypadł z polityki, to pewnie wróciłby do pracy w kulturze i zacząłby znowu malować obrazy i je sprzedawać. W szkole artystycznej uczył się też rysować i rzeźbić. Te talenty zostały mu do dziś. Nie afiszuje się z tym, bo to niezbyt poprawne polityczne, ale stworzył też trochę obrazów z motywem fallusa. Ot, artystyczne impresje z nutą erotyzmu. Publicznie znane są za to jego dzieła przedstawiającymi martwą naturę, pejzaże albo karykatury.

W TV Republika się zwierzał: To jest tak, że jak są wakacje, jeśli żona wyjeżdża, ja spędzam czas na malowaniu. Wypoczywam i się uspokajam, człowiek zapomina o wszystkich waśniach i głupstwach wygadywanych przez polityków. Wtedy jak maluję, zapominam o tym wariactwie.

Nie skrywał zresztą, że gdy obrady Sejmu przeciągają się do późna, to bierze papier i rysuje. Narysowałem na przykład "myszkę agresorkę", która rzuca się z wałkiem na kota prezesa.

Zmysł estetyczny kazał mu nie tylko malować, ale też... zgolić wąsy. Zrobił to, gdy zauważył, że siwieją mu w dwa pionowe paski. "Nieapetycznie" do tego stopnia, że sam nie mógł na siebie patrzeć. Od kilkunastu lat nie ma już więc pod nosem kultowego w latach 90. zarostu.

Psiarz

Marek Suski prywatnie jest miłośnikiem zwierząt. Gdy z nim rozmawiałem, gryzło go sumienie, że mimo uwielbienia dla fauny, to wciąż nie pozbył się "wstrętnego nałogu jedzenia mięsa". Na wegetarianizm nie przeszedł. W domu miewał psy, koty, wiewiórkę, jeża, a nawet nietoperza.

Także to łączy go z Jarosławem Kaczyńskim. Nieprzypadkowo prezes powierzył mu misję przepchnięcia przez Sejm zakazu hodowli zwierząt futerkowych.

Polityk

Marek Suski nie zapisał się w historii jako opozycjonista w czasach PRL. Wobec komuny ma głęboki uraz m.in. dlatego, że pozbawiła jego rodzinę niemal całego majątku.

W politykę zaangażował się po przełomie. Gdy w 1990 r. Lech Wałęsa startował na prezydenta, to był idolem Suskiego. Bardzo go popierał. Był nawet w jego komitecie wyborczym i prowadził kampanię. Jednak dziś dla Suskiego to już przede wszystkim "Bolek". W roli autorytetu zastąpił go Jarosław Kaczyński.

Tu scena z 2010 r. Z 10 kwietnia. Marek Suski czekał w Katyniu na prezydencką delegację. Jasne już było, że samolot się rozbił. Ale do Suskiego i reszty dotarła informacja, że na pokładzie był Jarosław Kaczyński (pierwotnie był na liście pasażerów). Suski szybko zadzwonił do kolegów z Warszawy. Okazało się, że prezes jednak jest w stolicy i żyje.

Druh

Suski trwa przy J. Kaczyńskim już niemal od 30 lat. Współtworzył Porozumienie Centrum - pierwszą partię prezesa - w Radomiu. Chciał zostać posłem w 1991 i ’93 r., ale bez sukcesu. A od 1997 r. szefował biuro poselskiemu Jarosława Kaczyńskiego. A potem tworzył też PiS. Dziś tradycyjnie kandyduje właśnie z Radomia. Posłem jest od 2001 r. Jest stałym bywalcem na Nowogrodzkiej. Przez lata był rzecznikiem partyjnej dyscypliny, więc gilotynował partyjne frondy.

To on kaptował posłów Kukiz'15, by przyszli do Sali Kolumnowej stworzyć kworum dla głosowania nad budżetem. To on darł kserokopie list biskupa (dot. wpisania w konstytucję ochrony życia od poczęcia), które LPR rozkładała na pulpitach posłów. To on wydawał wyrok na Bartłomieja Misiewicza. I można by dalej wymieniać. Gdy chodzi o interes PiS dla Suskiego nie ma "zmiłuj".

Komik

Ma cięty język. Często balansuje na granicy między żartem, twardym politycznym przekazem i bezpardonową krytyką przeciwników. Nie wszystkie żarty mu się udają. Gdy w Sejmie była wystawa o związkach partnerskich i osobach homoseksualnych, to wyniósł jeden z eksponatów do toalety dla osób niepełnosprawnych. Był z tego dumny tak, że się pochwalił zdjęciem z happeningu.

A gdy wybuchła burza po wetach prezydenta Andrzeja Dudy do ustaw sadowych PiS, nie wykluczył swojego kandydowania w wyborach prezydenckich 2020 r. jako kandydat partii.

Czasami lubi prowokować. I właśnie tym tłumaczył swoje słowa o "genetycznych patriotach", których chciał umieszczać na listach samorządowych PiS.

- W mojej rodzinie od setek lat byli ludzie, którzy walczyli i ginęli za Polskę, więc nie widzę w tym nic pejoratywnego. Może są tacy ludzie, których dziadkowie służyli w formacjach KGB-owskich, SS albo w Wehrmachcie i mają jakieś kompleksy z tego powodu, ale nie widzę powodu, aby się wstydzić, że akurat moi przodkowie walczyli po stronie Polski. Jest pewne wychowanie w pewnym duchu i jego elementy przenoszą się na następne pokolenia, ale w znaczeniu kontynuacji tego ducha, co jest nazwane tradycją. Oczywiście nie ma żadnego genu patrioty, ale ja też nie mówiłem w sensie naukowym, to była licentia poetica - przekonywał później.

***

Gdy w 2009 r. młodzieżówka PO chciała z niego zadrwić, wręczyła mu mopa z wiaderkiem. Suski odparowywał, że przyjmuje tego mopa jako znak zwycięstwa i narzędzie do posprzątania brudów po rządach PO. Dziś ma szans skorzystać. Zwłaszcza, że jest specem od czarnej roboty - nie tylko na froncie z Platformą. Teraz także na froncie walki o wierność myśli J. Kaczyńskiego w rządzie Mateusza Morawieckiego.

Po karze dla TVN-u prześwietliliśmy KRRiT. "Dotarliśmy do szokujących informacji" [MAKE POLAND GREAT AGAIN odc. 14]

Więcej o: