Mówi członek Komitetu Politycznego PiS: Zakorzenienie w partii to teraz nie jest dla nas najważniejsza sprawa. Ważne, żeby Mateusz Morawiecki sprostał wymaganiom jako premier.
A kiełkuje myśl o premierze Morawieckim jako następcy prezesa Jarosława Kaczyńskiego w PiS? - To dwie rozdzielne sprawy. Absolutnie - odpowiada.
Najpierw musi się sprawdzić
Mateusz Morawiecki myśląc o karierze w partii musi się sprawdzić w roli premiera. Dziś Morawiecki nie ma żadnego zaplecza w Prawie i Sprawiedliwości. Lepsze kontakty ma z Pałacem Prezydenckim niż z partią, do której należy.
Bo przez partyjny aktyw wciąż jest postrzegany jako "bankster" i były doradca Donalda Tuska. Jako ten, który dał się nagrać kelnerom, a na taśmie pozytywnie mówił o dokonaniach poprzedniej ekipy rządowej.
O dystansie do niego może świadczyć choćby to, co w listopadzie 2015 r. (gdy PiS formowało rząd, a Mateusz Morawiecki był ledwo kandydatem na ministra rozwoju) pisał poseł PiS Jan Szewczak (formalnie nie należy do PiS) pytał otwarcie: "Zamienił stryjek siekierkę na kijek? Czy bankowca holenderskiego ma w rządzie zastąpić bankowiec hiszpański?".
Myśl była taka: ministrem w rządzie Platformy był Mateusz Szczurek (ekonomista z holenderskiego banku ING), a teraz w rządzie PiS ministrem ma być prezes hiszpańskiego banku BZ WBK? Szewczak - nie on jeden w obozie "dobrej zmiany" - zżymał się na taką myśl. Gdy Morawiecki został wicepremierem, to krytyka przycichła. Swoimi działaniami jak repolonizacją banków Morawiecki uspokajał krytyków, ale już pomoc dla frankowiczów miał stopować.
Wyrósł na giganta gospodarki
Po dwóch latach rządów PiS Morawiecki wyrósł na tego, który zapewnił pieniądze na 500+ i inne prospołeczne decyzje. Ale w partii, która ma swoją burzliwą historię i silną tożsamość, a także starych wiarusów z "zakonu PC", nie zakorzenił się. Chciał zostać wiceprezesem partii, ale mu się to nie udało. Na dziś jest szeregowym członkiem - jednym z kilkudziesięciu tysięcy - o bardzo krótkim stażu (1,5 roku).
Ale Morawiecki ma to, czego poprzedni "delfini" (kandydaci do przejęcia schedy po J. Kaczyńskim) nie mieli. Prezes PiS bardzo go lubi i niezwykle ceni. Jego wykształcenie, erudycję, karierę w biznesie, znajomość świata, międzynarodowe koneksje. A nawet chwalebną kartę opozycyjną - przecież Morawiecki już w wieku 14 lat, wzorem ojca, był antykomunistycznym radykałem, pobitym zresztą przez esbeków.
Wciąż obcy
To, co jest powodem wręcz podziwu prezesa dla Morawieckiego, nie przystaje do deklarowanej egalitarnej tożsamości PiS: partii ludu, partii ludzi skrzywdzonych, spychanych na margines przez elity. Morawiecki jest przecież elitą w najczystszej postaci - ale ma tę ważną cechę, że osobistego sukcesu nie odziedziczył, ale na niego pracował.
Dziś jest wymieniany jako potencjalny następca J. Kaczyńskiego w fotelu prezesa PiS. Faktycznie ma szansę na to zapracować. W rok ani dwa nie zapuści korzeni w partii, ale skoro nie było to przeszkodą teraz, to może nie być i później. Ale jeśli Morawiecki da PiS-owskiemu ludowi wygraną w kolejnych wyborach do Sejmu, to wkupi się w jego łaski.