Mąż mnie bił, a teściowa powtarzała: "Masz dobrego męża. Inny by cię pokroił i posypał solą"

Pani Joanna przez lata znosiła bicie i wyzwiska. Właśnie uciekła od męża i mówi, jak wygląda życie ofiary przemocy domowej.

O historii pani Joanny dowiedziałem się od niej samej. Wysłała mi wiadomość na Instagramie, że jest ofiarą własnego męża. - Panie Tomku, muszę to komuś napisać, podzielić się swoją historią. Bije mnie mąż. Myślę, by od niego odejść, ale najtrudniejszy jest ten pierwszy krok - napisała kobieta. Gdy zapytałem, dlaczego nie pójdzie z tym na policję, przyznała, że paraliżuje ją strach. Strach, o którym nie może nawet powiedzieć rodzinie, bo ta trzyma stronę męża.

Zrozumiałe stało się, że pani Asia otuchy szuka w wśród obcych. Moja bohaterka podkreśla, że takim osamotnionych kobiet w Polsce jest więcej. I prosi, by wsłuchiwać się w każdy głos, który może okazać się prośbą o pomoc. Nasza korespondencja trwała kilka dni. W międzyczasie nastąpił zwrot akcji. Pani Joanna znalazła w sobie siłę i odwagę, by zakończyć swój koszmar.

15 listopada zgłosiła sprawę na policję. Teraz mówi, jak wyglądało jej życie. Oto jej historia. Na życzenie pani Joanny, imiona oraz nazwy miejscowości są zmienione albo celowo niepodawane.

"Obiecał, że to był tylko jeden raz"

50-tysięczne miasteczko niedaleko Poznania. W murowanym, dwupiętrowym domu mieszkają pani Joanna z mężem i dwójką synów oraz teściowie. Dom należy do rodziców męża. - Mąż pierwszy raz uderzył mnie w sierpniu 2013 r. Byliśmy małżeństwem od trzech lat. Od roku pracowałam w żłobku w Poznaniu. Ze względu na dojazdy nie było mnie w domu między 6 rano a 17. Znalazłam dodatkową pracę, więc wracałam jeszcze później. Tego dnia wróciłam według męża stanowczo za późno. I za to dostałam. Pamiętam, że uderzył mnie w twarz.

Kobieta podkreśla, że zgłosiła wtedy sprawę na policję. - Na drugi dzień, w Poznaniu poszłam na policję zgłosić sprawę. Obdukcja, procedura ruszyła. Dla mnie to był koniec związku. Niestety, okazało się, że teść ma poważne problemy z sercem. Usłyszałam od męża: „Wycofaj sprawę o pobicie, bo zabijesz ojca”. Wycofałam - mówi.

Mąż obiecywał pani Asi zmianę w zachowaniu, jeżeli ona wycofa zeznania. Obiecywał, że nigdy już jej nie uderzy.

"Nie umiesz rodzić, popsułaś dzieciaka"

Kłamał. Pani Joanna przez kolejne lata była bita regularnie. Za co? Jak sama mówi, za zbyt grubo pokrojone warzywa w zupie, czy za brak odkurzonej podłogi.

- Dlaczego mnie bił? Obarczał mnie winą o choroby dzieci. Zaczęło się psuć zaraz po urodzeniu naszego syna Stasia w 2011 roku. Poród był trudny i trwał 22 godziny. Byłam pod wpływem mocnych leków, bo nie byłam w stanie urodzić własnymi siłami. Syn urodził się z niedotlenieniem i uszkodzeniem neurologicznym. Jest rehabilitowany. Mówił: „Nie umiesz rodzić, popsułaś dzieciaka”. Mąż obarcza mnie winą za zdrowie synów. Na tym tle się popsuło. Miał i ma o to pretensje do dziś - mówi.

Jak to możliwe, że przez tyle lat nikt nie zauważył, że kobieta jest bita? - Wstydziłam się, że w moim domu dochodzi do przemocy - tłumaczy pani Joanna. I wyjaśnia: Każdy siniak czy ranę tuszowałam makijażem. Nie chciałam, by moje dzieci były bohaterami skandalu.

Teściowa mówiła: „Masz dobrego męża, inny by cię pokroił i posypał solą”.

To, czego nie zauważyli zwykli ludzie z miasta, a nawet sąsiedzi, widziała teściowa pani Joanny. Niestety, jak wyjaśnia kobieta w korespondencji z nami, teściowie nigdy nie stanęli w jej obronie. - Pamiętam, że już przy pierwszym pobiciu prosiłam teściów o pomoc. Teściowie mieszkają na parterze, my na piętrze rodzinnego domu. Gdy zostałam uderzona, zeszłam na dół do teścia. Udawał, że nic nie słyszy, nic nie widzi. Zrozumiałam, że mi nie pomogą, więc chciałam tylko zabrać syna, który w tym czasie siedział z teściem w pokoju na dole. Pamiętam, że teść, zamiast mi pomóc, to się na mnie rzucił z łapami, nie chcąc oddać mi syna - relacjonuje kobieta.

Teściowa, według pani Joanny, była jeszcze gorsza: Nigdy mi nie pomogła. Choć wiedziała, że jej syn mnie bije. Gdy przychodziła po awanturze, obwiniała mnie o wszystko. Gdy sama przychodziłam i prosiłam o pomoc, mówiła, że mąż mnie nie bije i wszystkiemu zaprzeczała. Wręcz odwrotnie, mówiła, że mam dobrego męża, bo, tu cytuje teściową „Inny by mnie pokroił i posypał solą” 

Kobieta przyznaje, że prócz nich w domu rodzinnym męża mieszkała jeszcze jego siostra Katarzyna. Ale i ona udawała, że praktycznie nie ma problemu: Zareagowała raz, gdy nie było teściów w domu. Stanęła między nami, gdy mąż chciał mnie uderzyć za zbyt grubo pokrojone warzywa do zupy. Po jej interwencji się wycofał.

Przeważnie jednak nikt nie reagował.

Pani Joanna, opowiadając nam swoją historię, przyznaje, że bywały okresy, gdy mąż był dla niej dobry. Dobry znaczy tyle, że jej po prostu nie bił. - Przy narodzinach drugiego syna chwilę było spokojniej. Jednak mąż w swej „dobroci” do ciężarnej żony wytrzymał miesiąc. - Potem znów się zaczęło. Potrafił w 32. tygodniu mojej ciąży przyjść do szpitala i zrobić mi awanturę, choć wiedział, że mam zagrożoną ciążę. O co? To były tyrady na temat tego, że jestem głupia, chora i do niczego się nie nadaję. Zawsze po takim wywodzie bił mnie. W szpitalu tego oczywiście nie mógł zrobić.

Jednak to, czego mąż pani Joanny nie mógł zrobić w szpitalu, dokończył w domu. - Syn urodził się 13 listopada, do domu wróciłam 20 listopada. Do świąt trwał połóg, czyli czas, gdy kobieta po urodzeniu powinna się oszczędzać. Ale w opinii mojego męża nie musiałam odpoczywać. 25 grudnia rano pobił mnie, bo nie zrobiłam na Wigilię 12 potraw oraz nie wysprzątałam na błysk domu na święta - opowiada.

Pani Joanna dodaje: Mąż jest wierzący. I to bardzo. Rano i wieczorem odmawia różaniec, w wolnej chwili słucha kazań na YouTubie. Chodził też na każdą niedzielną mszę. Ja chodziłam, gdy mi kazał. Dla świętego spokoju szłam do kościoła, aby się nie wydzierał. Ja nie wierzę w Kościół - mówi kobieta. Dodaje, że nie też szukała tam pomocy.

- Ostatni raz usłyszałam, że mnie kocha, gdy wycofałam sprawę o pobicie. Obiecał, że się zmieni. Nigdy się nie zmienił - mówi.

Kobieta podkreśla, że mąż nigdy nie bił dzieci. Zawsze, gdy zaczynała się awantura, a w konsekwencji bicie, wynosił dzieci do teściów. Wracał - i jak mówi pani Joanna - szarpał ją za włosy, rzucał o podłogę, bił po twarzy.

- Kiedy ostatni raz mnie uderzył? W niedzielę 12 listopada. Rzucił mną o podłogę bez powodu. Zamknęłam się w łazience przed nim i bałam się wyjść. Gdy wyszłam, zamknęłam się w pokoju, zabarykadowałam drzwi kanapą i usiadłam na niej cała roztrzęsiona. Mąż zdołał odsunąć kanapę. Wszedł do pokoju, wziął mnie za włosy i ramię i rzucił z całą siłą o podłogę. Scenariusz zawsze ten sam. Za każdym razem, zanim mnie pobił, wygłaszał godzinną tyradę o tym, jaka jestem beznadziejna i nic niewarta. Gdy się stawiałam i mówiłam, że odejdę z dziećmi, zaczynał mnie bić - opowiada.

Przelała się czara goryczy. - Coś we mnie pękło. Miałam dość życia w poczuciu strachu. Miałam dość życia, gdzie moim codziennym zadaniem było chronienie się przed oprawcą. Chronieniem przed kimś, kto rzuca mną o podłogę, jak szmatą. Postanowiłam to uciąć raz na zawsze - mówi.

16 listopada i drugi raz w historii jej małżeństwa pani Joanna poszła na policję. Mówi, że za pierwszym uwierzyła mężowi na słowo, że się zmieni i dlatego wycofała przeciwko niemu zeznania. Na drugi raz czekała aż cztery lata. 

Najpierw poszłam do Ośrodka Pomocy Społecznej. Powiedziałam pracownikom, że chcę założyć mężowi Niebieską Kartę. Trzy pracownice ośrodka się mną zaopiekowały, prosiły, bym wszystko opowiedziała. Za jakiś czas w ośrodku pojawiło się trzech policjantów. Zapytali, czy mam dowody, że mąż się nade mną znęca.

Mam takie nagrania, więc odtworzyłam je policjantom. Przesłuchali. Zapytali tylko, czy chcę zeznawać. Odpowiedziałam, że tak. Ma to być sprawa o znęcanie się.

Obecnie pani Joanna wraz z dziećmi jest u siostry. - Policja poradziła, bym wyprowadziła się tam, gdzie czuję się bezpiecznie. Z daleka od męża. Zrobiłam tak - opowiada.

- Co mogę powiedzieć bitym kobietom? Żeby przyglądać się przyszłemu mężowi już przed ślubem. Zwracać uwagę, z jakiej jest rodziny. Czy rodzina nie jest alkoholowa. Druga sprawa, jeżeli już będziemy w takim chorym małżeństwie, nigdy nie dać się odizolować od rodziny czy znajomych. Zawsze trzeba mieć do kogo pójść. Po trzecie: nie wstydzić się i informować rodzinę i przyjaciół o naszym podejrzeniach. Po czwarte: zbierać dowody. Nagrania kłótni, wideo z awantur czy zdjęcia siniaków. Ja dzięki moim mocnym dowodem, bardzo szybko znalazłam pomoc - kończy Joanna.

*

Jesteś świadkiem przemocy domowej? Albo sam jej doświadczyłeś i szukasz pomocy? Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia” czeka na twój telefon pod numerem: 22 668 70 00.