Nawet z odległości widać, jak wysoki jest betonowy mur. Nie widać drutu kolczastego na szczycie ani strażników w wieżach, ale pewnie tam są. Tak wyobrażałbym sobie więzienie o najwyższym rygorze. Ale po drugiej stronie muru nie żyją skazani. Odgradza on jedno z palestyńskich miast na Zachodnim Brzegu Jordanu.
Izrael okupuje palestyńską enklawę od równo pół wieku. Zajął Zachodni Brzeg po tym, jak wygrał wojnę z sąsiednimi państwami arabskimi. Zgodnie z prawem międzynarodowym i umowami, które podpisał sam Izrael, terytorium (między rzeką Jordan a “zieloną linią” na międzynarodowo uznawanej granicy Izraela) znajduje się pod okupacją i w przyszłości ma stać się państwem palestyńskim. Jednak wiele wskazuje na to, że Izrael nie chce do tego dopuścić. Zaś teraz - jak uważają m.in. izraelski historyk Ilan Pappé oraz filozof żydowskiego pochodzenia Noam Chomsky - palestyńskie terytoria są w praktyce “największym więzieniem na świecie”. Oto na jakie sposoby kontroluje się niemal pięć milionów mieszkańców Okupowanych Terytoriów Palestyńskich.
Mur separacyjny w okolicy Betlejem Fot. Patryk Strzałkowski
Wjazd z Izraela na Zachodni Brzeg można niemal przegapić - w tę stronę żołnierze pilnujący tzw. checkpointu (punktu kontrolnego - ang.) nawet nie zatrzymują samochodu. Trudno przegapić jedynie czerwoną tablicę z komunikatem po hebrajsku, arabsku i angielsku: "Ta droga wiedzie do strefy 'A' pod kontrolą Władz Palestyńskich. Wjazd dla obywateli Izraela jest zakazany, zagraża twojemu życiu i łamie izraelskie prawo".
Z zagranicznym paszportem i samochodem na izraelskich rejestracjach, także wyjazd nie sprawia większego problemu. Żołnierz wsiada do autobusu, sprawdza paszporty, ewentualnie przypadkiem potrąci kolano lufą karabinu.
Mur przy checkpoincie Kalandia Fot. Patryk Strzałkowski
Zupełnie inaczej wygląda to dla Palestyńczyków. Dla nich przekroczenie checkpointu wiąże się z najczęściej długim oczekiwaniem i kontrolą. Przyłączam się do Palestyńczyków w piątek - muzułmański dzień modlitwy. Ludzi jest znacznie mniej niż w dzień roboczy, kiedy udają się do pracy w Izraelu. Wtedy - mówi mi pracująca na checkpoincie wolontariuszka międzynarodowej organizacji - ludzie ustawiają się od godz. 4-5 rano, by odstać kilka godzin w kolejce i zdążyć na godz. 7 czy 8 do pracy.
Do checkpointu Kalandia idzie się przez plac - parking, pełen taksówek, sprzedawców, śmieci, betonowych bloków. W cieniu 6-metrowego muru i jeszcze wyższych wież strażniczych. Dalej już wąską ścieżką między pogiętym ogrodzeniem z blachy. “Poczekalnia” pod blaszanym dachem, pierwsze obrotowe bramki w wąskim przejściu między stalowymi prętami. Kolejną bramkę otwiera żołnierz za szybką. Na brudnym przejściu stoi kilkanaście osób. - Na co wy czekacie? Przecież otwarte jest nie to, tylko przejście obok - odzywa się głos wojskowego. Kolejka przechodzi z jednej bramki pod drugą. Zielone światło, dzwonek. Starsze małżeństwo wchodzi, a po kilku minutach wraca. Nastoletni wojskowy odesłał ich z kwitkiem.
Znowu bzyczy mechanizm otwierania bramki. Moja kolej. Pokazuję paszport i żołnierz kiwa, że mogę iść. Palestyńczykom potrzebne są dokumenty i pozwolenia. Ale czasem te wcale nie pomagają.
- Czasem nie są wpuszczane osoby, które mają na dany dzień umówioną wizytę do lekarza. W piątek odsyła się bardzo wielu ludzi, którzy nawet z najdalszych miejsc Zachodniego Brzegu udają się na modlitwę do meczetu Al-Aksa. Po wielogodzinnej podróży spotykają się z odmową wstępu na checkpoincie - mówi mi pragnąca zachować anonimowość wolontariuszka. Meczet na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie to jedno z najświętszych miejsc dla muzułmanów.
Ta kobieta mówi, że chciała udać się do meczetu w Jerozolimie. Żołnierz odmówił przejścia Fot. Patryk Strzałkowski
Wolontariuszka podkreśla, że dni pracujące, gdy w kolejce czekają tysiące ludzi, są dużo gorsze od wolnych piątków. - Najbardziej uderzają mnie momenty, kiedy widzę z rana modlących się na brudnych kartonach - mówi. Checkpoint jest brudny i zaśmiecony. W normalne dni większość ludzi jest wpuszczana, ponieważ mają pozwolenia na pracę. Jednak dojazd do niej może trwać wiele godzin - najpierw korki na wąskich drogach Zachodniego Brzegu, później oczekiwanie na checkpoincie i znowu dojazd do miejsca pracy na terytorium Izraela.
Kolejka na checkpoincie Kalandia Fot. Patryk Strzałkowski
Kalandia to tylko jeden z checkpointów. Podobnie sytuacja wygląda na wielu innych przejściach. Poza codziennym trudem, dochodzi tam do aktów przemocy i terroryzmu. Zdarza się, że Palestyńczycy próbują atakować nożami izraelskich żołnierzy. Na niektórych checkpointach dochodzi także do groźniejszych ataków. Czasem wojskowi strzelają do nieuzbrojonych cywili, np. gdy ci wyjdą z kolejki. Kilka dni przed tym, jak przekraczałem przejście Kalandia, żołnierze ostrzelali - ale nie zranili - dwie kobiety, które pieszo chciały przejść przez przejazd dla samochodów.
Według Izraelskich Sił Zbrojnych checkpointy, przejścia i "bariera bezpieczeństwa" służą zapewnianiu bezpieczeństwa i powstrzymywaniu terrorystów. Mury i płoty zaczęły powstawać podczas drugiego palestyńskiego powstania zbrojnego - Intifady. W trwającej dekadę fali przemocy zginęło wtedy ponad tysiąc obywateli Izraela i ponad sześć tysięcy Palestyńczyków - podaje organizacja B'Tselem. Władze dowodzą, że od czasu budowy kolejnych części bariery, spadała liczba ataków terrorystycznych na terytorium Izraela.
Jednak krytycy muru zwracają uwagę, że gdyby bezpieczeństwo było jedynym powodem, to przebiegałaby on wzdłuż tzw. "zielonej linii" - linii demarkacyjnej między Izraelem a Zachodnim Brzegiem - tymczasem w wielu miejscach wcina się głęboko w palestyńskie terytorium. Składająca się z 6- lub 8-metrowego muru albo płotu bariera ma (po pełnym ukończeniu) liczyć ponad 700 km - dwa razy więcej niż zielona linia.
Od “szwajcarskiego sera” po “skórę pantery”, Palestyńczycy mają gamę określeń na podział administracyjnych Zachodniego Brzegu. Najtrafniejszym wydaje mi się “archipelag”.
Terytorium, które wielu wciąż określa jako “przyszłe państwo palestyńskie” jest podzielone na strefy pod izraelską i palestyńską kontrolą. Palestyńczyków mieszka tam znacznie więcej, jednak kontrolują mniejszą część terytorium. Palestyńskie miasta to enklawy wewnątrz enklawy, pooddzielane od siebie izraelskimi drogami i osiedlami, do których Palestyńczycy zazwyczaj nie mają wstępu. Poszczególne miasta są oddzielone od siebie niczym wyspy na archipelagu.
Mapa podziału terytorialnego Zachodniego Brzegu. Brązy to tereny pod kontrolą palestyńską, kolory niebieskie - izraelskie osiedla i ich okolice Fot. Patryk Strzałkowski; mapa: B'Tselem
Ten podział wynika z podpisanych w latach 90. porozumień z Oslo. Zgodziły się na to obie strony. Jednak teoretycznie coraz większa kontrola miała być przekazywana władzom palestyńskim. Tak się nie stało - czasowy podział na strefy palestyńskie i izraelskie trwa do dziś. Władze okupacyjne korzystają z uprawnień, które miały dostać na tylko kilka lat do wypracowania trwałego pokoju. Ponadto Izrael stopniowo zwiększa swoją obecność i kontrolę nad Zachodnim Brzegiem.
Wojskowa okupacja, w tym związane z nią mury i checkpointy, są jedną z metod kontroli. Kolejny sposób to izraelskie osiedla. Zasiedlanie okupowanych terytoriów jest niezgodne z prawem międzynarodowym. Pomimo tego w dziesiątkach osiedli mieszka kilkaset tysięcy Żydów. Część osiedli jest uznawana przez władze Izraela, inne - tzw. “posterunku” - są nieoficjalne. Jednak jedne i drugie mają zapewnioną ochronę wojska i wsparcie m.in. w doprowadzaniu mediów i dróg.
Standard życia w osiedlach izraelskich jest dużo wyższy niż w sąsiadujących z nimi miastach palestyńskich. Przykładem może być choćby zużycie wody - izraelscy osadnicy zużywają średnio 4,5 raza więcej wody, niż ich palestyńscy sąsiedzi.
Izraelskie osiedle na Zachodnim Brzegu Fot. Patryk Strzałkowski
Żydzi przeprowadzają się do osiedli na Zachodnim Brzegu z różnych powodów. Dla niektórych to kwestia ideologiczna i religijna - powrót do Ziemi Obiecanej, która należy im się z woli Boga. To także wyraz syjonizmu, ruchu na rzecz odtworzenia Państwa Żydowskiego. Inni przeprowadzają się tam z bardziej prozaicznych powodów - standard życia jest wysoki, a koszty - m.in. dzięki wsparciu władz - niższe, niż w samym Izraelu.
Ponadto kontrolowanie przez Izrael Doliny Jordanu jest przedstawiane jako kwestia bezpieczeństwa. Władze kraju często opisują go jako samotną wyspę, "jedyną demokrację na Bliskim Wschodzie", otoczoną przez wrogich sąsiadów. Dolina Jordanu ma być naturalną barierą od wschodu. Ponadto prowadzone tam są ćwiczenia wojskowe.
By powiększać zasięg osiedli, władze Izraela starają się wymusić na Palestyńczykach wyniesienie się z obecnie zajmowanych terytoriów - uważają pracujący na miejscu aktywiści i sami Palestyńczycy.
W takiej sytuacji są na przykład Beduini z Jabal al-Baba. 300-osobowa społeczność mieszka na wzgórzu, otoczonym przez mur i izraelskie osiedla. Według zagranicznych aktywistów istnieje duże ryzyko, że Jabal al-Baba ma zostać przymusowo przesiedlone, by leżące za wzgórzem nielegalne osiedle połączyć z Jerozolimą.
Wieś beduinów Jabal al-Baba Fot. Patryk Strzałkowski
Już teraz mieszkańcy - żyjący z hodowli owiec - mają ograniczony dostęp do pastwisk. Nie mogą też postawić nawet namiotu, nie wspominając o bardziej trwałych budowlach. Opisują, że uzyskanie koniecznych pozwoleń jest praktycznie niemożliwe. Dlatego budują bez nich - a każde nowe zabudowanie jest wyburzane lub konfiskowane.
- Ostatnie wyburzenie miało miejsce miesiąc temu. O godz. 4 rano przyjechały buldożery, armia otoczyła teren, dali godzinę na opuszczenie przedszkola - mówi Atalah Jahalen, lider lokalnej społeczności. - Próbowaliśmy go bronić. Zawiesiliśmy flagi Unii Europejskiej (niektóre budowle w społeczności powstały ze środków pomocy UE - red.), liczyliśmy, że to coś zdziała. Ale nie, skonfiskowali wyposażenie i zburzyli przedszkole - opisuje Jahalen.
Kilka dni po mojej wizycie w Jabal al-Baba izraelskie wojsko wyburzyło kolejne budynki. Teraz cała wieś jest zagrożona. W pierwszej połowie listopada społeczność otrzymała nakaz ewakuacji z miejsca, w którym Beduini spędzili całe życie. Izraelska armia podaje, że "działa przeciwko nielegalnemu budownictwu na tym terenie".
Ten namiot służy obecnie za przedszkole w społeczności Jabal al-Baba Fot. Patryk Strzałkowski
W innej społeczności beduińskiej - na północy Doliny Jordanu - problemem nie są wyburzenia, ale "sąsiedzi" z izraelskich osiedli i żołnierze. - Osiedleńcy przyszli tu ostatnio dwa dni temu. Zawsze są z nimi wojskowi, chcą nas nastraszyć - mówi Salah Jamil jeden z mieszkańców. - Boimy się zostawić dzieci same - dodaje.
Do tego armia uznała okolicę za tereny wojskowe. Według relacji mieszkańców żołnierze potrafią bez powodu przyjść do ich namiotu w środku nocy. - Wyobraź sobie, że śpisz, nagle otwierasz oczy i stoi nad tobą dwóch uzbrojonych żołnierzy - opowiada Jamil. - Mnie, dorosłego faceta, to przeraża. A pomyśl, jak czuje się mój wnuk - dodaje.
Beduini w Dolinie Jordanu Fot. Patryk Strzałkowski
Ilan Pappé pisze, że jeśli Zachodni Brzeg jest “więzieniem na świeżym powietrzu”, to druga palestyńska enklawa - strefa Gazy - jest więzieniem o najostrzejszym rygorze. Izrael utrzymuje, że nie prowadzi okupacji Gazy. Jednak w praktyce kontroluje granice - w tym morską i powietrzną.
W Gazie szczególnie silny jest Hamas, organizacja uznawana za terrorystyczną. Wdaje się ona w konflikty z Izraelem, jest odpowiedzialna za zamachy i odpowiada na niektóre działania Izraela wystrzeliwaniem rakiet. Szczególnie na te ostatnie Izrael reaguje określanym jako "koszenie trawy" atakiem wojskowym na szeroką skalę. Ataki z powietrza i lądu, bombardowania - w tym także cywilnych budynków - mają za zadanie nie tylko eliminować terrorystów, ale "ukrócić" opór wśród społeczności. Jakie są efekty blokady i "koszenia trawnika" w Gazie?
Pracujący w Gazie psycholog Mohammed Mansour opisuje rzeczywistość enklawy jako "dystopię". W rozmowie z Izraelskim "Haazetz" mówi, że warunki życia w strefie, ciągła przemoc, brak perspektyw i zamknięcie na świat powadzą do rozpadu tkanki społecznej, przemocy seksualnej, uzależnień i epidemii chorób psychicznych.
Na pasie ziemi o powierzchni nieco większej od Krakowa mieszkają prawie dwa miliony ludzi. Według ONZ w przeciągu 10 lat Gaza stanie się “niezdatna do życia”. Zagranicznym dziennikarzom trudno jest się tam dostać i opisać sytuację. Można jednak opierać się na relacjach. Tak - według palestyńskiego lekarza i polityka Mustafy Barghoutiego - wygląda typowy scenariusz problemów młodej osoby w Gazie:
- Wyobraź sobie taką sytuację. Żyjesz w Gazie, jesteś młodym człowiekiem, skończyłeś szkołę. Ale od lat nie możesz znaleźć pracy, tak, jak 80 proc. absolwentów w Gazie. Idziesz do domu, gdzie prąd jest tylko przez dwie godziny dziennie. Mama pogania cię, żebyś wniósł baniaki z wodą na 8. piętro, bo przez brak prądu nie działa pompa. Gdy wniesiesz wodę, okazuje się, że jest ona słona - dostęp do czystej wody jest tam bardzo ograniczony. Kiedy myjesz się, sól podrażnia twoją skórę. Potem twój młodszy brat nieupilnowany pije tę wodę i dostaje infekcji. Sąsiad poszedł wykąpać się w morzu, dostał zapalenia opon mózgowych i zmarł. Woda w morzu też jest zanieczyszczona. Masz tego dosyć i chcesz się wydostać, studiować gdzieś albo pracować. Ale nie możesz przekroczyć granicy. Chcesz się pobrać z dziewczyną, ale żadne z was nie ma pieniędzy, nie będziecie mieli mieszkania. Jesteś zupełnie sfrustrowany. Idziesz do apteki i prosisz o tabletkę tramadolu (opioidowy lek przeciwbólowy - red.), wpadasz w uzależnienie. To typowa historia z Gazy.
Czytaj też II reportaż z Zachodniego Brzegu: "Służyłem w izraelskiej armii. Wchodziliśmy do domów niewinnych ludzi. Dzieci robiły w majtki"
Dzieci z Gazy Fot. CC BY-NC-ND / ICRC / Nidal Wheidi
Mieszkańców Zachodniego Brzegu wspiera polski program rządowy Polska Pomoc. MSZ dofinansowuje m.in. programy wsparcia lokalnych spółdzielni rolniczych Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej.