Marsz Niepodległości 2017 jest inny, niż poprzednie. Odpowiadamy, dlaczego

Jacek Gądek
Ten Marsz Niepodległości jest inny. Narodowcy odwołują się do Boga tak mocno, jak nigdy. - Idiotyczne! - ocenia ksiądz "liberalny". Pochód rusza krótko po tym, jak Episkopat odciął się od nacjonalizmu. - Ksiądz też obywatel i może iść - odparowuje ksiądz "konserwa".

Można by pomyśleć, że to Marsz Niepodległości jak każdy inny. Ale tak nie jest, bo narodowcy sięgają po Boga w samym haśle. Już nawet nie poprzez kanoniczne "Bóg, honor, Ojczyzna", ale "My chcemy Boga".

Po raz pierwszy "dawna" msza

Organizatorzy podkreślają, że marsz będzie poprzedzony mszą. Może to i zabrzmi jak nieistotna ciekawostka, ale jest ona symboliczna. Msza ta po raz pierwszy odbędzie się w rycie trydenckim. W największym skrócie: to sposób odprawiania mszy, który pochodzi aż z 1570 r., ale i dziś jest pełnoprawny. Charakteryzuje się tym, że dominuje w nim język łaciński, a msza jest przez księdza celebrowania "plecami do wiernych". Nie zawiera tekstów, które są wynikiem reformy liturgicznej II Soboru Watykańskiego (1962-65). Jest to zatem "dawna", "stara" forma mszy.

Bardzo rzadko msze są odprawiane właśnie w ten sposób, a sam Jan Paweł II był niechętnie nastawiony do tej formy. Benedykt XVI pozwolił mszy trydenckiej się nieco bardziej odrodzić, ale i tak jest ona rzadkością w polskich kościołach.

To oczywiście uproszczenie, ale msze w rycie trydenckim przyciągają wiernych o bardzo konserwatywnych poglądach, krytycznie patrzących na "liberalizm" i "otwartość" dzisiejszego Kościoła. Narodowcy zdecydowali się właśnie na tę niewspółczesną mszę.

Kościół potępił nacjonalizm

Dzisiejszy Kościół w Polsce mocno odciął się od nacjonalizmu. W kwietniu 2016 r. list do Episkopatu wystosowali intelektualiści - oczekiwali odpowiedzi Kościoła na sklejanie narodowego radykalizmu z chrześcijaństwem. Biskupi po roku opublikowali szeroki dokument. Potępili nacjonalizm. Powiedzieli wprost, że nacjonalizm jest antychrześcijański i basta.

Pisali: "Za niedopuszczalne i bałwochwalcze uznać należy wszelkie próby podnoszenia własnego narodu do rangi absolutu, czy też szukanie chrześcijańskiego uzasadnienia dla szerzenia narodowych konfliktów i waśni. Miłość do własnej ojczyzny nigdy bowiem nie może być usprawiedliwieniem dla pogardy, agresji oraz przemocy".

Te słowa padły w kontrze wobec wchodzenia narodowych radykałów do kościołów, mszy i wystąpień, w czasie których nienawiścią zionął ks. Jacek Międlar (dziś już były ksiądz). W kontrze do falangi - symbolu, z którym Odrodzenie Narodowo-Radykalne się obnosi i który na Marszach Niepodległości jest obecny w tysiącach sztuk.

Duch Międlara

Wspomniany Międlar sam jest radykałem, narodowcem i idolem narodowców. W Białymstoku na urodzinach ONR-u mówił w katedrze, że "największą przeszkodą na drodze ruchu wolnościowego, (...) ruchu zdążającego do umocnienia narodu nie są oligarchowie, mafia, (...) ale zwykłe tchórzostwo, zwykła żydowska pasywność". Potem kuria przeprosiła za tę mszę.

Ale Międlar nie jest jedyny i ma też zwolenników wśród księży. Ks. Roman Kneblewski twierdził, że kazanie Międlara to "zdecydowanie mowa miłości, miłości do Boga, ojczyzny i narodu". - Mówiąc innymi słowy, kazanie ks. Jacka przepojone jest bliźniaczymi cnotami nacjonalizmu i patriotyzmu, a nie ma w nim krztyny szowinizmu - podkreślał ks. Kneblewski. I zachwalał "wspaniałych nacjonalistów i patriotów z Obozu Narodowo-Radykalnego".

Trudno o większą sprzeczność między księżmi-nacjonalistami a Episkopatem. To, co dla ks. Kneblewskiego jest bliźniacze (nacjonalizm i patriotyzm), dla Episkopatu jest skrajnie różne: patriotyzm pochwalają, a nacjonalizm potępiają.

Duchowny (raczej "konserwa") zastrzegający anonimowość w rozmowie z Gazeta.pl podkreśla: - Jest ogromne nieporozumienie, gdy zamiennie używa się określeń patriotyzm i nacjonalizm.

I choć wini za to głównie "środowiska lewicowe", to wyraźnie widać, że patriotyzm i nacjonalizm jako synonimy używają sami duchowni.

Kneblewski pisał przecież na Twitterze, że "przed ONR czapki z głów, a ignoranci niech się wreszcie dowiedzą prawdy o wspaniałych polskich nacjonalistach!". I szedł nawet dalej, gdy mówił, że "faszyzmu by nie potępiał, dopóki się go nie wyeksplikuje". - Jeżeli mianem faszyzmu mielibyśmy określać np. frankizm, który ocalił katolicką Hiszpanię z rąk komunistycznych zbrodniarzy, jestem jak najbardziej za - podkreślał. Międlar pożegnał się z sutanną, a Kneblewski nie - jego póki co kuria temperuje.

Bez nowego Międlara na marszu?

W 2015 r. na Marszu Niepodległości, wtedy jeszcze w sutannie, Międlar perorował: - Wrogowie ojczyzny i Kościoła dostają szału bo widzą wielką, ogromną armię patriotów, narodowców i kibiców. Utyskiwał na "lewacką propagandę", która "dwoi się i troi", żeby "zniszczyć Kościół i naród polski". Przez zakon najpierw został ukarany suspensą, a potem sam Międlar wystąpił ze stanu duchownego. Kościół mocno się od niego odciął. W środowiskach narodowych Międlar wciąż jest popularny.

Anonimowy ksiądz: - Postawa Międlara niewiele miała wspólnego z nauczaniem Kościoła. Dobrze się stało, że władze kościelne zareagowały na jego ekscesy. Gdyby teraz się okazało, że pojawia się kolejna osoba duchowna o tak radykalnych wypowiedziach, to byłoby tragicznie.

Po zmianie władzy marsze narodowców w Warszawie się uspokoiły. Oni sami oczywiście powód tej zmiany widzą w tym, że wcześniej policja rzekomo dopuszczała się prowokacji. Obserwując kolejne marsze, także od środka, mogę stwierdzić, że agresywnych uczestników jest mniej, ale skandowane hasła wciąż podobne: o wieszaniu komunistów, o wielkiej Polsce katolickiej i tylko narodowej.

Dystans biskupów

Marsz Niepodległości jest dla biskupów kłopotliwy. Z jednej strony uczestnicy szermują hasłami o Bogu, a z drugiej jest na nim obecny duch "judeosceptycyzmu" (takiego określenia używał Artur Zawisza ze Stowarzyszenia Marsz Niepodległości).

Kard. Kazimierz Nycz (z jego diecezji rusza marsz), dziś może najważniejsza postać wśród biskupów, zachowuje duży dystans do wydarzenia. Rok temu w przeddzień marszu mówił jednak: - Będziemy prosić Boga o to, aby te wszystkie pozostałe punkty odbywały się w miarę możliwości w spokoju, w atmosferze refleksji, zadumy, w zgodzie. Żeby nie zostały przyćmione przez żadne nieodpowiedzialne ekscesy czy wybryki.

Mimo milczenia Episkopatu, który wprost o marszu nie mówi, jego organizatorzy zapraszali księży. - Trudno idąc z hasłem "My chcemy Boga" nie zapraszać Episkopatu czy hierarchii Kościoła, ale bezpośredniego zaproszenia do prymasa i biskupów warszawskich nie będziemy wysyłali - mówił Robert Bąkiewicz, prezes SMN. Na obecność biskupów nie ma co jednak liczyć. Zwłaszcza, że hasło marszu jest w kontrze - mówili o tym organizatorzy - do "bezbożnej Unii Europejskiej" i "najazdu tzw. uchodźców".

Duchowny: - Są jednak księża, którzy całym sercem uważają, że takie marsze są słuszne.

Sam ks. Kneblowski zachwycał się Marszem Niepodległości 2017 publicznie: - Piękne hasło tegorocznego Marszu! Innym razem pisał o "naszych wspaniałych nacjonalistach i patriotach z Obozu Narodowo-Radykalnego". W świetle oficjalnego dokumentu Episkopatu, to kompletne pomieszanie z poplątaniem.

"Idiotyczne"

Pytam innego duchownego o marsz. - To jest wydarzenie patriotyczne, nacjonalistyczne czy może religijne? - Jest idiotyczne! - odpowiada zastrzegający anonimowość stołeczny duchowny (raczej "liberał"). - A to dlaczego? - Nie ma w Polsce zagrożenia dla wolności religijnej. W święto państwowe nie ma powodu iść z hasłem, które ma czynić marsz wydarzeniem niemal religijnym.

Inny ksiądz ("konserwa") odparowuje, że każdy - także duchowny - jako obywatel ma prawo iść.

Zobacz także. Andrzej Duda wywołał aplauz na amerykańskiej uczelni. Uszczęśliwił studentów jednym zdaniem 

Więcej o: