Trwają poszukiwania rodziców, którzy w piątek po południu uprowadzili ze szpitala w Białogardzie swoje dziecko. Placówka twierdzi, że matka odmówiła jakiejkolwiek współpracy z lekarzami.
W rozmowie z Polsat News przedstawiciel szpitala powiedział, że matka nie tylko nie zgadzała się na wykonywanie procedur medycznych, ale odmówiła również przeprowadzenia podstawowych czynności pielęgnacyjnych, takich jak chociażby osuszenie dziecka.
W związku z tym, że rodzice nie zgodzili się na wykonanie chociażby podstawowych badań, neonatolodzy poinformowali sąd rodzinny, który zdecydował o ograniczeniu praw rodzicielskich dziecka na czas pobytu w szpitalu. Wtedy rodzice porwali wcześniaka z placówki.
Do rozmowy na temat porwania zaproszono do Radia Maryja Justynę Sochę, agentkę ubezpieczeniową, która od wielu lat jest twarzą ruchów antyszczepionkowych. Z jej słów wynika, że jest ona w kontakcie z rodzicami z Białogardu. Jej zdaniem sąd nie wysłuchał argumentów matki i nie pozwolono rodzicom na zadawanie pytań lekarzom.
- Musi to być ogromny stres dla młodych rodziców, szczególnie matki, która powinna zająć się opieką nad dzieckiem i dojściem do siebie po porodzie - mówiła o poszukiwaniu pary przez policję. - Są ścigani za to, że podjęli decyzję taką, jaką rodzice na zachodzie Europy mogą podejmować bez problemu. W 17 krajach europejskich szczepienia są dobrowolne. Tylko w Polsce i Bułgarii obowiązkowo szczepi się noworodki dwiema szczepionkami, więc jest to kompletny absurd. Mamy wrażenie, że są to praktyki totalitarne wobec rodzin - oburzała się
Socha przekonywała też, że dzieci z niedoborami nie powinny być szczepione, a noworodkom nie powinno się podawać witaminy K. Zdaniem działaczki szpital rozpowszechnia nieprawdziwe informacje na temat zajścia, a rodzice rozważają kroki prawne przeciw placówce.
O praktykach totalitarnych Socha napisała także we wpisie na Facebooku. Jej zdaniem młoda rodzina jest "zastraszona, zszokowana totalitaryzmem medycznym, nie mogąca uwierzyć w rozmiar bezprawia". "Zamiast przeżywać najszczęśliwsze chwile w życiu i cieszyć się potomkiem – ukrywa się ścigana przez policję. Mama, zamiast w spokoju dochodzić do siebie po porodzie, karmić, tulić i pielęgnować noworodka – przeżywa najstraszniejsze chwile w życiu. Oczywiście urzędników medycznych nie obchodzi jak taki ogromny stres wpływa na matkę i dziecko, jakim jest zagrożeniem ich zdrowia" - napisała.
Według fachowców obawy "antyszczepionkowców" nie mają naukowych podstaw. Prof. Jacek Wysocki, szef Polskiego Towarzystwa Wakcynologii: - Dzisiaj świat nie godzi się na to, żeby dzieci o mniejszej odporności umierały w wyniku zakażeń, i to właśnie pomagają osiągnąć szczepionki - wyjaśniał w rozmowie z Gazeta.pl. - Na przestrzeni lat przeprowadzono szereg badań, które wykazały, że nie ma też związku między wprowadzeniem szczepionek a rosnącą liczbą alergii - mówi dalej Wysocki.
Czytaj więcej: Ekspert obala 14 znanych mitów nt. szczepionek
Mitem są również pogłoski, jakoby szczepionki wywoływały u dzieci zaburzenie rozwoju. - Choć nigdy nie potwierdzono, by związki rtęci - czyli właśnie tiomersal - zawarte w szczepionkach wywoływały szkodliwe objawy, społeczny lęk przed ich obecnością sprawił, że producenci praktycznie usunęli je ze wszystkich szczepionek. W Polsce związki rtęci występują tylko w starej, klasycznej szczepionce przeciwko błonicy, krztuścowi i tężcowi oraz ich pochodnych. Jeśli mimo to rodzic obawia się rtęci, może kupić szczepionkę skojarzoną (czyli taką, która jednocześnie uodparnia organizm na kilka chorób) z bezkomórkowym składnikiem krztuścowym. W jej składzie nie ma tiomersalu - tłumaczy Wysocki.