Nastolatka paliła ze znajomymi marihuanę. Nagle poczuła się źle i trafiła do szpitala, gdzie do dziś leży w stanie krytycznym.
"Fakty" przedstawiły nowe fakty w sprawie. - Karetkę wzywano do niej dwa razy. Dyspozytor miał stwierdzić, że od marihuany się nie umiera i zignorował pierwszy telefon od nastolatków - wyjaśnił autor materiału. Informacje "Faktów" potwierdziła poznańska policja. Możliwe, że dyspozytor odpowie za nieudzielenie pomocy.
Znajomi nastolatki powiedzieli policji, że dziewczyna paliła marihuanę, a nie - jak początkowo podejrzewano - zażywała dopalacze. W materiale "Faktów" przedstawiono jednak opinie toksykologa, który twierdzi, że dziewczyna musiała przyjąć dopalacze działające z opóźnieniem.
- Z godziny na godzinę stan się drastycznie się pogarszał - wyjaśniła przedstawicielka szpitala. Nastolatka jest w stanie krytycznym, wprowadzono ją w stan śpiączki farmakologicznej.