Łódzcy policjanci kłamali ws. zaginionej. Po 10 dniach jej ciało znaleziono w wersalce

Poszukiwania 20-latki ze Zduńskiej Woli trwały 10 dni. W tym czasie policja popełniła szereg błędów, a ciało młodej kobiety znaleziono w wersalce w mieszkaniu wynajmowanym przez jej chłopaka.

Rodzina ostatni raz widziała Kaję 15 sierpnia, dwa dni później zgłoszono jej zaginięcie. 20-latka pojechała do Łodzi, do 29-letniego Artura W., z którym widywała się od jakiegoś czasu. Następnego dnia W. przywiózł siostrze kobiety jej 2,5-letniego synka. Miał powiedzieć, że nie przyjechała z nim, bo źle się czuła. Podobne tłumaczenia przedstawiał odbierając jej telefon - podaje Polsat News.

Dzień później kontakt się urwał, a wówczas rodzina zgłosiła zaginięcie Kai. Kilka godzin po zgłoszeniu mieli dowiedzieć się, że policja przeszukała mieszkanie Artura W., ale nie było w nim 20-latki.

Członkowie rodziny zaczęli szukać kobiety na własną rękę - pojechali do mieszkania W., z którego miał wydobywać się nieprzyjemny zapach. Wezwano policję i straż pożarną. Jeden ze strażaków wszedł do domu przez okno i kolejny raz stwierdzono, że kobiety w nim nie ma.

Pierwsze przeszukanie mieszkania

26 sierpnia, o tym, że zapach nadal wydobywa się z mieszkania poinformowała policję dziennikarka Polsatu. I choć zapewniono ją, że przeprowadzono oględziny, dopiero tego dnia mieszkanie naprawdę przeszukała policja. Co więcej - funkcjonariusze nie sprawdzili nawet, gdzie logował się telefon Kai, ani nie sprawdzono monitoringu z bloku, w którym mieszkał Artur W.

Okazało się, że za pierwszym razem, kilka godzin po zgłoszeniu o zaginięciu, policjanci nawet nie weszli do mieszkania - sfałszowali notatki służbowe na ten temat. Do pomieszczeń mieli wejść tylko strażacy, którzy kobiety nie znaleźli. Komenda Wojewódzki Policji przyznaje, że był to "błąd, który nigdy nie powinien mieć miejsca". Wobec funkcjonariuszy, którzy nie dokonali przeszukania wszczęto postępowania dyscyplinarne.

Ze wstępnych oględzin wynika, że kobieta nie żyła od 15 lub 16 sierpnia. Policji nie udało się jeszcze odnaleźć Artura W.

Uchybień było więcej?

Z nieoficjalnych informacji Polsat News wynika, że łódzcy policjanci popełnili też błędy w sprawie 26-letniej kobiety, która przez dziesięć dni była przetrzymywana i gwałcona przez trzech mężczyzn. Choć udało się jej uciec, po trzech tygodniach zmarła na szpitalnym oddziale. Sprawcy zostali zatrzymani, a prokuratura postawiła im zarzut gwałtu. 

Stacja nieoficjalnie podaje, że rodzina łodzianki zgłosiła jej zaginięcie dzień po tym, jak przestała mieć z nią kontakt, ale przez pierwsze cztery dni funkcjonariusze "nie podjęli żadnych istotnych czynności". 

Ziobro: Nie można godzić się na to, aby prokuratura działała w sposób bezduszny wobec ofiar tak okrutnych przestępstw

Więcej o: