Na pokładzie samolotu rosyjskiej linii lotniczej S7 leciała rosyjska delegacja. Wicepremier Rosji Dmitrij Rogozin miał spotkać się w Kiszyniowie z prezydentem Igorem Dodonem oraz z liderem Naddniestrza Wadimem Krasnosielskim.
O tym, że władze Rumunii nie zgodziły się na przelot nad terytorium ich kraju, media poinformował ambasador Rosji w Mołdawii Farit Muchametszyn.
Poinformowano nas, że władze Rumunii nie przepuściły samolotu z Dmitrijem Rogozinem do Mołdawii
- podaje rosyjska państwowa agencja TASS.
Trasa samolotu linii lotniczej S7. źródło: Flightradar
Wydarzenie skomentował również sam wicepremier.
Rumuńskie władze naraziły na niebezpieczeństwo życie pasażerów rejsowego samolotu S7, kobiety i dzieci. Paliwa wystarczyło do Mińska. Czekajcie na odpowiedź, gady
- napisał na Twitterze.
Z kolei Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rosji decyzję Rumunii nazwało "świadomą prowokacją".
Jak podaje Radio Swoboda, decyzję umotywowano tym, że na pokładzie znajdował się pasażer, którego nazwisko znajduje się na liście osób objętych unijnymi sankcjami.
Jednak to nie jedyne kłopoty, na które natknął się rosyjski samolot. Rosyjska państwowa agencja TASS podała również, że w momencie, gdy piloci połączyli się z Budapesztem i próbowali uzgodnić lądowanie na lotnisku, Węgry również odmówiły zgody na tranzyt przez swoją przestrzeń powietrzną.
Ostatecznie podjęto decyzję o lądowaniu w Mińsku i uzupełnieniu tam zapasów paliwa.