Kilku naszych rozmówców znających się dobrze z byłym prezydentem podkreśla, że Wałęsa podupadł na zdrowiu na serio, a nie po to, aby mieć alibi dla nieobecności na Krakowskim Przedmieściu 10 lipca. Trzy dni temu Lechowi Wałęsie bardzo spuchły nogi i źle się czuł, szybko więc go przewieziono do szpitala.
Trwają badania
Krzysztof Pusz, jeden z najbliższych współpracownik Lecha Wałęsy: - Trwają badania. Powoli, ale wszystko będzie w porządku. Na razie nie wiadomo, kiedy dokładnie wyjdzie - pewnie pod koniec tygodnia.
A jak jest teraz? Pusz się śmieje: - Jest niepokój. On jednak mówi, że jest dobrze.
Wedle innych naszych rozmówców zaniepokojona stanem zdrowia Lecha Wałęsy była jego żona - Danuta. Z kolei znajomi nie chcą teraz zbyt gremialnie go odwiedzać. - Chórem go nie odwiedzamy, bo on teraz potrzebuje odpocząć od ludzi - słyszymy.
Cukrzyca i serce
Co się dzieje ze zdrowiem Lecha Wałęsy? Były prezydent ma już 74 lata, a do tego dwie bardzo poważne przypadłości: zaawansowaną cukrzycę i problemy kardiologiczne.
Właśnie przez serce już w 2008 r. przeszedł operację wszczepienia rozrusznika serca. Zrobili to lekarze z renomowanego ośrodka Methodist DeBakey Heart Center w USA. Nie była to zresztą pierwsza operacja - niewiele wcześniej przeszedł zabieg udrożnienia arterii. Wszczepiono mu bajpasy. Wówczas medycy mówili, że chcą w ten sposób zapobiec lub odroczyć potrzebę przeszczepu serca Lechowi Wałęsie. Kłopoty z sercem i ciśnieniem są nawracającym problemem byłego prezydenta.
Inny nasz rozmówca dodaje: - Wcześniej były już duże wahania ciśnienia. Także problemy z sercem miewał już poprzednio. Teraz jednak nagle zaczęły mu puchnąć nogi. Poszli z tym szybko do lekarzy, a ci uznali, że trzeba go porządnie przebadać. Został więc w szpitalu.
Osoby z otoczenia Wałęsy tym razem przekonują jednak, że to nie przelewki. - Strasznie skacze mu ciśnienie. Skoki są olbrzymie i nie mogą mu ich ustabilizować. Jak to się uda, to powinno być już w porządku - słyszymy.
Musi się oszczędzać, ale nie chce
Kolejny: - Naprawdę się o niego martwimy. Lekarze mówią, że musi się oszczędzać, bo ma bajpasy, a przy takim ciśnieniu, to jest groźne i lada dzień niespodziewanie coś może pęknąć. Naprawdę musi trochę poleżeć.
Lechowi Wałęsie bardzo doskwiera także cukrzyca. Bardzo często musi sprawdzać poziom cukru. Znajomi aż się dziwią, jak żwawy jest Wałęsa pomimo tej choroby.
- Musi odpocząć, ale nie można go do tego namówić. Dalej jeździ na te wszystkie spotkania i wykłady, rozdaje autografy i robi sobie ze wszystkimi zdjęcia. To już taki człowiek. Forsuje się. Gdyby nie to serce, to nikt by Lecha nie powstrzymał przed przyjazdem na kontrdemonstrację do Warszawy. Jeśli on coś sobie postanowi, to trudno go odwieść od decyzji. Z dwojga złego to jednak wolelibyśmy, żeby był na demonstracji, a nie w szpitalu - słyszymy.
Inny nasz rozmówca podkreśla: - Ci, którzy chorują na cukrzycę, wiedzą, że niestety jest to poważne schorzenie i bardzo upierdliwe.
"Twarde lądowanie"
Osoba z otoczenia Lecha Wałęsy: - To pierwsze od dawna aż tak twarde lądowanie Wałęsy w szpitalu. On oczywiście bywa w szpitalach, ale żeby zmienić bateryjki w rozruszniku albo zrobić jakieś badania, ale poprzednio dość poważna sytuacja to była chyba z 7-8 lat temu.
Wszyscy nasi rozmówcy mówią, że Lech Wałęsa potrzebuje spokoju. - Jak się ma 74 lata, to coś już musi w organizmie nawalać, a przy jego życiu, wiecznym stresie i ciągłym byciu w drodze, to tym bardziej.
Wszyscy go zniechęcali
Dlatego też znajomi odwodzili go od pójścia na kontrdemonstrację. - Nie tylko zresztą od tego, ale skutki zawsze są marne. Po co on dyskutuje z niektórymi ludźmi? Szkoda jego zdrowia! Jak się podleczy i będzie w domu, to pewnie - jak będzie chciał iść na kolejną kontrmiesięcznicę - w końcu pójdzie. Nikt mu nie zdoła zabronić - słyszymy od jego znajomego.
Rozmówcy Gazety.pl zapewniają, że o chorobie dyplomatycznej przed lipcową miesięcznicą nie może być mowy.
- Tutaj akurat gwarantuje, że to żadna choroba dyplomatyczna. To nie jest tak, że ktokolwiek potrafi dziś Lecha do czegokolwiek przekonać. Gdy rozmawiali z nim abp Tadeusz Gocłowski, bp Alojzy Orszulik czy bp Jerzy Dąbrowski, to można było mieć na niego wpływ. Byli autorytetami, których Wałęsa wysłuchiwał, a teraz to już rzadko kiedy posłucha. Z ich zdaniem się liczył, bo jest wierzącym człowiekiem i widział w tym boską wskazówkę. Gocłowski zawsze mówił do niego "Panie Lechu...!" i wtedy Lech miękł. Teraz nie ma już za bardzo kogo z duchownych poprosić, aby pogadał z Lechem - słyszymy.
Zobacz także: Mało konkretów, dużo emocji. Przemówienie prezydenta Trumpa na placu Krasińskich