Marsz dla Puszczy przeszedł przez Warszawę. "Córka leśniczego nie cięłaby niczego"

Uczestnicy protestu zbierali podpisy pod petycją do premier Beaty Szydło, domagając się zatrzymania wycinki drzew na terenie Puszczy Białowieskiej.

Kilka tysięcy osób wzięło udział w Marszu dla Puszczy, który wystartował o godzinie 16:00 z Placu Defilad, a zakończył się przed ministerstwem środowiska. W pochodzie pojawiały się takie hasła jak "Kocham Puszczę, nie odpuszczę", "Niech Puszcza się zapuszcza", "A nam nie jest Szyszko jedno" czy "Córka leśniczego nie cięłaby niczego".

Do protestujących wyszedł wiceminister środowiska Andrzej Szweda-Lewandowski. Jak podaje Warszawa.wyborcza.pl, przekazał uczestnikom manifestacji cukierki od ministra Szyszko i wrócił do gmachu. Zebrani zaczęli gwizdać i krzyczeć: "Żenada!".

"- Jesteśmy gotowi, żeby rozmawiać, ale musicie wstrzymać prace harwesterów. To jest podstawa - powiedział ktoś ze sceny. Na te słowa wiceminister wrócił, wszedł na scenę i powiedział: - Minister Szyszko jest otwarty na wszelkie rozmowy. Zaprasza do Puszczy i pozdrawia" - relacjonuje portal.

Szyszko przekroczył czerwoną linię

Wycinka w Puszczy Białowieskiej, na którą zezwolił minister środowiska weszła obecnie w decydującą fazę i objęła stare, najcenniejsze przyrodniczo fragmenty lasu. Ekolodzy twierdzą, że minister Jan Szyszko przekroczył w ten sposób czerwoną linię.

Resort środowiska uważa, że Puszcza Białowieska potrzebuje czynnej ochrony, a pozostawienie w niej chorych drzew może doprowadzić do jej wyniszczenia. Resort tłumaczy, że wycinka drzew zaatakowanych przez kornika drukarza ma służyć ratowaniu drzewostanu przed przedwczesnym rozpadem oraz likwidowaniu drzew, które grożą publicznemu bezpieczeństwu oraz stanowią zagrożenie pożarowe.

Szyszko zawiadamia prokuraturę. Powód? Puszcza Białowieska bezprawnie wpisana na listę UNESCO

Więcej o: