Chodzi m.in. o wypowiedź Borysa Budki z PO, który sugerował, że Beata Kempa miała wpływ na awanse zawodowe policjantów z Wrocławia związanych ze śmiercią Igora Stachowiaka. - A to rodzi pytanie, czy znajomości z politykami PiS nie sprawiły, że zamiast wyjaśnić te sprawę, robiono wszytko by zamieść ją pod dywan? (...) To są policjanci właśnie z Sycowa - jak się mówi - sąsiedzi Beaty Kempy - mówił Budka na antenie TOK FM.
Były minister sprawiedliwości pytał też, czy to prawda, że po emisji reportażu o zatrzymaniu 25-latka w TVN 24, Beata Kempa, po naradzie w siedzibie PiS, m.in. z Jarosławem Kaczyńskim i szefem MSWiA Mariuszem Błaszczakiem oraz jego zastępcą Jarosławem Zielińskim, udała się na komendę policji w Oleśnicy, by spotkać się z policjantami.
- Chciałabym, żeby tę sprawę zbadała prokuratura, niech ta sprawa będzie jawna - mówiła szefowa Kancelarii Premiera. Jak dodała, takie bezpodstawne oskarżenia są łamaniem prawa.
Igor Stachowiak został zatrzymany przez policję 15 maja ubiegłego roku na rynku we Wrocławiu. W komisariacie został kilkakrotnie rażony paralizatorem, wkrótce zmarł. Jak się okazało został pomylony z osobą poszukiwaną za handel narkotykami. Dziennikarze TVN24 ujawnili między innymi nagrania z kamery, wbudowanej w paralizator. Widać na nich, że Igor Stachowiak był skuty kajdankami, nie stawiał oporu, a mimo to był rażony prądem.
W maju ubiegłego roku, gdy Igor Stachowiak zmarł, komisariatem Wrocław - Stare Miasto kierował Jerzy Kokot. W grudniu otrzymał on awans na I zastępcę komendanta miejskiego we Wrocławiu. W tym samym czasie Dariusz Kokornaczyk awansował na szefa komendy wojewódzkiej policji we Wrocławiu. Policjanci pochodzą z rodzinnej miejscowości Beaty Kempy, Synowca na Dolnym Śląsku.
Po emisji materiału w TVN 24 o okolicznościach śmierci Igora Stachowiaka, minister Mariusz Błaszczak zażądał zwolnienia ze służby funkcjonariusza, który użył paralizatora. Również szefowie wrocławskiej policji, Jerzy Kokot i Dariusz Kokornaczyk stracili stanowiska.