48-letni Janusz Łukasik, mieszkaniec Siedlec koło Kielc był kierowcą ciężarówki. Dwa tygodnie temu na trasie koło Piotrkowa doszło do wypadku. Na jego pas ruchu wjechał TIR, w wyniku zderzenia mężczyzna zginął na miejscu.
Podobno ciało taty zupełnie się spaliło i pracownicy prokuratury stwierdzili, że nie da się go zidentyfikować, ponieważ jechał z kolegą i nie wiadomo, który to który.
- mówi Mateusz Łukasik, w rozmowie z serwisem Echo Dnia, który jako pierwszy opisał sprawę.
Zdaniem Prokuratury Okręgowej w Kielcach śledczy nie mogą wydać aktu zgonu rodzinie pana Janusza, ponieważ dopóki nie są znane wyniki badań, nie można stwierdzić, że to na pewno on uczestniczył w wypadku.
Rodzina zmarłego twierdzi, że zgłosiła na policję, aby pobrano próbki DNA spopielonych zwłok. - Niestety do dziś nie mamy wyników badań - mówią.
Dopóki prokuratura nie wyda aktu zgonu, rodzina nie może pochować pana Janusza. Nie należy się jej też odszkodowanie, a żona zmarłego nadal opłaca abonament telefoniczny zmarłego męża.