Krzysztof Łapiński wraca z banicji. Ma uchronić Andrzeja Dudę przed losem Komorowskiego

Jacek Gądek
"Łapa" pół życia spędził w PiS, ale nie pasuje do stereotypu żołnierza tej partii. Jest wyluzowany i bezpośredni. W kampaniach Krzysztof Łapiński tyrał dla Andrzeja Dudy i Beaty Szydło, by potem wylądować na marginesie zwycięskiego obozu. Jednak "gołębie serce" - jak mówi o sobie - teraz wraca.

Krzysztof Łapiński jest nowym rzecznikiem prezydenta Andrzeja Dudy (zastąpił Marka Magierowskiego) i ministrem w Kancelarii Prezydenta. To życiowy awans polityka, który jeszcze nie tak dawno był raptem zastępcą rzecznika PiS.

Daleko mu do "złotego chłopca" Prawa i Sprawiedliwości, którego holuje jeden pryncypał, daje stanowiska i broni w sytuacjach beznadziejnych. "Łapa" w PiS był od mrówczej, czasami niewdzięcznej roboty, a potem jeszcze wyszedł na naiwniaka. Jest jednym z najbardziej niedocenionych polityków PiS - porzuconym przez partię w dalszych ławach w Sejmie. Ale koniec z tym.

Na marginesie PiS

Na Wiejskiej od początku nie czuł się dobrze. Należał a to do komisji spraw zagranicznych, a to wewnętrznych i spraw poselskich. Jako poseł nie miał impetu znanego z kampanii. Nieliczne interpelacje pisał w sprawach wirusa afrykańskiego pomoru świń, ochrony przyrody, wojska, promocji Polski i dyskryminacji chrześcijan. Od Sasa do Lasa.

W partii nic już nie może, choć legitymacją nie rzucił. Jego sposobem na publiczną obecność są wywiady w mediach i... szczerość (ta zaraz ustąpi politycznemu PR-owi). Z czasem stał się najbardziej krnąbrnym spośród posłów PiS. Odcięto go od partyjnych "Przekazów Dnia". Mówił własnym głosem. Nie miał żadnego wpływu na decyzje partii, a i od nawet wiedzy o partyjnych sprawach był mu reglamentowany.

Szybko wszedł w konflikt z rzeczniczką partii Beatą Mazurek. Ona miała go za nielojalnego posła. On ją ignorował i machał ręką na wprowadzany co jakiś czas na nowo obowiązek uzyskania przez polityka PiS zgody biura prasowego na występ w mediach.

Smagał wówczas własną partię. Gdy marszałek Sejmu Marek Kuchciński poszedł na - jak mówił - "niepotrzebną wojnę" z dziennikarzami pod koniec 2016 r., uznał nawet, że jeden z najwierniejszych J. Kaczyńskiemu ludzi - marszałek Marek Kuchciński - mógłby odejść ze stanowiska. Jak daleka była to krytyka, świadczy też fakt, że uderzający w ten sam ton Kazimierz Michał Ujazdowski jest już poza partią. Łapiński ponadto nie głosował w ważnym dla PiS momencie, gdy 16 grudnia ub. r. marszałek przeniósł posiedzenie Sejmu do Sali Kolumnowej, by to tam przyjęto budżet.

Jak to? "Łapa" niczego nie dostaje?

A to przecież on był na pierwszej linii w czasie kampanii Andrzeja Dudy i PiS. Do swoich kancelarii - premiera i prezydenta - nie wzięła go jednak ani Beata Szydło, ani Andrzej Duda. Niemal go osierocili. - Jak to? "Łapa" niczego nie dostaje? - tak po podwójnej wygranej PiS w 2015 r. dziwili się obserwatorzy.

Bo przecież nawet Marcin Mastalerek - utrącony przez Jarosława Kaczyńskiego były rzecznik PiS i sztabu wyborczego partii - dostał świetną posadę dyrektora ds. komunikacji korporacyjnej w PKN Orlen. Mastalerek trzymał jednak język za zębami i nie krytykował partii - mimo poczucia krzywdy.

Krzysztof Łapiński obrał inną drogę, a teraz zamyka swoje biura poselskie. Mandatu poselskiego musi się zrzec, by zostać ministrem w Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy. To dla niego koniec banicji.

Krótka historia rzecznika

39-letni dziś "Łapa" z wykształcenia jest politologiem. Skończył studia na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, a potem jeszcze podyplomowe z zakresu public relations.

W grudniu 2014 r. został zastępcą rzecznika prasowego PiS Marcina Mastalerka. "Łapa" dochrapał się tu pseudonimu: "wiceMastalerek". Jego własna pozycja była uzależniona od rzecznika, a ten w kampanii parlamentarnej 2015 r. zalazł za skórę Jarosławowi Kaczyńskiemu. Prezes PiS chciał się go pozbyć i nawet wykreślił go z listy kandydatów PiS do Sejmu. Rykoszetem dostał także spychany coraz bardziej na margines Łapiński, który kilka miesięcy później sam zrezygnował ze stanowiska wicerzecznika.

Z PiS związany jest od 2002 r. czyli niemal od początku. Pracował Biurze Prasowym Klubu PiS. W czasach pierwszych rządów PiS współpracował z koordynatorem służb specjalnych Zbigniewem Wassermannem - był jego doradcą i rzecznikiem prasowym. O utracie władzy - od 2008 r. - pracował w centrali partii. Współpracował też z prof. Piotrem Glińskim - kilkukrotnym kandydatem na premiera technicznego PiS.

Sprawdzian: rok 2015

Gdy było już po debacie Bronisława Komorowskiego z Andrzejem Dudą w koloseum TVP, to znany prowokator Andrzej Hadacz wszczynał awanturę nazywając kandydata PiS "oszustem". Łapiński był na pierwszej linii frontu. Razem z Pawłem Szefernakerem (dziś ministrem w kancelarii premiera). Zapędzili "Andrzejka" do narożnika. Hadacz szalał i pokazywał mu środkowy palec. "Łapa" z wolontariuszami PiS krzyczał "Andrzej Duda!" i podał rękę prowokatorowi, żeby go zdeprymować.

Wywiązała się między nimi krótka wymiana zdań.

Łapiński: - Na kogo głosuje? Na kogo?

Hadacz: - A co Cię to obchodzi?!

- Pytam.

- Nie dotykaj mnie, bo się zarażę wścieklizną PiS-owską!

Łapiński kwitował to śmiechem - nieprzypadkowo jest jedną z najłagodniejszych twarzy PiS.

 

Dlaczego teraz?

Dlaczego Andrzej Duda sięga właśnie teraz po pomoc "Łapy"? Bo dziś prezydent czuje na plecach oddech Donalda Tuska, który w sondażach prezydenckich zaczął już nawet przodować.

Jeśli zatem Duda nie odróżni się od PiS i będzie jedynie notariuszem partii, to podzieli los Bronisława Komorowskiego. Jeśliby doszło do debaty Duda - Tusk, to dzisiejszy przewodniczący Rady Europejskiej mógłby mu postawić na pulpicie flagę PiS, a samemu prężyć się dumnie obok proporczyka UE.

Ugodziłby Dudę jego własną bronią.

Ale bywa też krewki

Inna sytuacja: debata z 2015 r. Tu Łapiński pokazał, że potrafi być krewki. Na finiszu kampanii, gdy PiS parło w kierunku wygranej, "Łapa" szedł w pierwszym szeregu do koloseum TVP. Przy ul. Woronicza miała się odbyć dyskusja partyjnych liderów. PiS-owi na rękę było tu podgrzanie atmosfery. Doszło do szarpaniny na bramkach kontrolnych. TVP tłumaczyła, że ekipa PiS chciała być liczniejsza, niż to wcześniej ustalono, a na bramkach nie chcieli się zatrzymać.

- Stałem się bohaterem tej sytuacji. Każdy, kto mnie zna, wie, że jestem człowiekiem o gołębim sercu. Unikam sytuacji, w których jest agresja - mówił potem Łapiński. A Beata Szydło dodawała, że "nie mieści jej się w głowie, dlaczego doszło do takich przepychanek". Oskarżali TVP o "prowokację".

Teraz Krzysztof Łapiński będzie na pierwszej linii walki Andrzeja Dudy o reelekcję. I prezydent, i jego nowy rzecznik wiedzą, jak pokonali Bronisława Komorowskiego. Nie chcą teraz wystąpić w jego roli. "Łapa" będzie walczył już nie o odbicie Pałacu Prezydenckiego, ale o jego utrzymanie.

Zobacz także: Andrzej Duda ogłasza, że nie jest prezydentem wszystkich Polaków

Więcej o: