Twórcy filmu "Artykuł Osiemnasty" i działacze stowarzyszenia Miłość Nie Wyklucza pojawili się na Marszu Wolności z transparentem "Nie ma wolności bez równości" i tęczowymi flagami. Kiedy udało im się dostać przed polityków opozycji, doszło do przepychanki. - Gdzie są związki Schetyna? Nie jesteśmy ślepą uliczką! - krzyczeli działacze. Z ich relacji wynika, że zostali zwyzywani od marginesu, a jedna z osób splunęła w ich stronę.
Sprawa zaczęła zataczać coraz szersze kręgi i wywołała reakcje kolejnych polityków. Przewodnicząca klubu Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer tłumaczyła na Twitterze, że ochrona miała za zadanie pilnować porządku na marszu i "nie widziała, kto ma jakie intencje". Z kolei rzecznik PO Jan Grabiec uważa, że była to "prowokacja" i ktoś "próbuje rozbić opozycję".
Ostatecznie wypowiedział się także lider Platformy Grzegorz Schetyna. Na antenie Polsat News przeprosił za scysję ze strażą porządkową, ale dodał: "Albo rozmawiamy poważnie o przyszłości związków partnerskich, albo chcemy prowadzić do jakiś konfliktów".
Jego zdaniem PO "jest ostatnią partią, z którą środowiska LGBT powinny się konfliktować". - Uważam, że po następnych wyborach przyjdzie rozmowa także w taki otwarty sposób na temat przyszłości i problemów - powiedział Schetyna, cytowany przez Polską Agencję Prasową.
"'Po wyborach'? Panie Grzegorzu, słyszeliśmy już takie deklaracje" - oburzają się działacze. "Jesteśmy gotowi do rozmów i dialogu. Ale nie w każdej postaci i nie za wszelką cenę. Nie zamierzamy pomagać partiom politycznym w poprawianiu swego wizerunku. Nie zamierzamy ich wspierać, kiedy dla punktów w sondażach przypominają sobie o społeczności LGBT+" - wyjaśniają.
Miłość Nie Wyklucza jest zdania, że dzięki happeningowi podczas Marszu Wolności partie polityczne przypomniały sobie o osobach nieheteroseksualnych. "Czas, aby osoby LGBT+ pamiętały o partiach i to zarówno przed, w trakcie, jak i po wyborach" - czytamy.