Członkowie Obozu Narodowo-Radykalnego, skrajnie nacjonalistycznej organizacji, przemaszerowali w sobotę ulicami Warszawy. Manifestację zorganizowano w związku z 83. rocznicą założenia ONR. Uczestnicy marszu krzyczeli: "Stolica Polaków nie chce lewaków", "Znajdzie się kij na lewacki ryj", "Śmierć wrogom ojczyzny" czy "My nie chcemy tu islamu, terrorystów, muzułmanów".
Sam marsz i dosyć upiorne zdjęcia członków ONR stojących na baczność na Placu Zamkowym wywołały wiele komentarzy. Wiele osób pisało o tym, jakie skojarzenia budzi manifestacja, inni oburzali się, że stołeczny ratusz wydał na nią zgodę.
W końcu głos zabrała wywoływana do tablicy Hanna Gronkiewicz-Waltz. Prezydent Warszawy wzywa ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro o złożenie do sądu wniosku o delegalizację organizacji "jako ruchu neofaszystowskiego". Wtedy nie będzie miała prawa do manifestacji - wyjaśniła.
We wrześniu 2015 roku władze miasta nie wyraziły zgody na antyimigrancki marsz ONR. Zakaz wynikał z faktu, że trasa marszu kolidowała z innymi wydarzeniami oraz że materiały promujące marsz nawoływały do przemocy. Wojewoda mazowiecki postanowił jednak uchylić zakaz.
Jak wyjaśnia na Twitterze poseł PO Michał Szerba, zakazy manifestacji "kończą się uchyleniem decyzji prezydentów i burmistrzów". Dodał, że wniosek jego partii o delegalizację ONR trafił do ministra Ziobry.
Dzień po manifestacji, w sieci pojawiła się petycja do posłów o delegalizację ONR. Przez niecałą dobę podpisało ją ponad 10 tysięcy osób.