Szanse Le Pen wzrosły po ataku w Paryżu? "Bezwstydnie wykorzystuje strach"

Czwartkowy atak na Polach Elizejskich nie pozostał bez wpływu na kampanię przed niedzielnymi wyborami we Francji. Czy po tym tragicznym zdarzeniu kandydatka skrajnej prawicy jest bliższa zwycięstwa? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta.

Do wspomnianego ataku w sercu Paryża doszło, gdy we francuskiej telewizji trwała ostatnia debata prezydencka z udziałem wszystkich 11 kandydatów. Po informacji o strzelaninie dwoje z nich - Francois Fillon i Marine Le Pen - jeszcze tego samego wieczora zdecydowało o zawieszeniu swojej kampanii wyborczej.

Mimo to kandydatka skrajnie prawicowego Frontu Narodowego zabrała w piątek głos. Przekonywała, że "od 10 lat rządy socjalistów i konserwatystów robiły wszystko, by Francja przegrała wojnę z terroryzmem". Zaapelowała też do Francuzów, by "odrzucili naiwność", wezwała do przywrócenia kontroli granicznych i wydalenia imigrantów, którzy są na liście obserwowanych przez wywiad oraz do zamknięcia meczetów.

Na jej słowa błyskawicznie zareagował francuski premier, Bernard Cazeneuve.

Le Pen usiłuje bezwstydnie wykorzystywać panujący strach do celów politycznych

- ocenił polityk socjalistów. W zupełnie innym tonie wydarzenia we Francji skomentował prezydent USA. Zdaniem Donalda Trumpa czwartkowa strzelanina będzie miała wpływ na wynik niedzielnych wyborów. "Kolejny zamach terrorystyczny w Paryżu. Naród Francji już dłużej tego nie zniesie" - napisał na Twitterze.

Pozostaje pytanie: czy doniesienia o zamachu pomogą Le Pen w drodze do zwycięstwa, czy też paradoksalnie - raczej jej zaszkodzą?

10 milionów niezdecydowanych

Odpowiedź nie jest oczywista, bo Francuzi idą do wyborów wyjątkowo podzieleni. Aż jedna trzecia z nich - czyli ok. 10 milionów wyborców - ciągle nie wie, na kogo odda swój głos. A ci, którzy już zdecydowali, w dużej mierze nie darzą zaufaniem "starych" partii. Stąd wysokie notowania kandydatów, którym na początku mało kto dawał szanse na zwycięstwo - centrysta Emmanuel Macron i lewicowy populista Jean-Luc Melenchon są dziś w gronie czwórki pretendentów do udziału w drugiej turze głosowania, zaplanowanej na 7 maja.

Ostatnie sondaże przed sobotnią ciszą wyborczą nie wskazywały, by czwartkowy zamach znacząco wpłynął na nastroje wśród Francuzów. Kandydatka Frontu Narodowego nie odnotowała po tych wydarzeniach wzrostu poparcia. Eksperci podkreślają jednak, że jej sondażowe wyniki mogą być mocno niedoszacowane, w związku z prezentowanym przez nią radykalnym programem.

Wątpię, by ten atak przysporzył głosów Marine Le Pen. Nie chcę powiedzieć, że przez ostatnie dwa lata Francuzi przyzwyczaili się do tego, że w każdej chwili może dojść do zamachu. Ale są tego świadomi i wiedzą, że problemu terroryzmu nie rozwiążą serwowane im proste rozwiązania

- twierdzi w rozmowie z CNN Bernard-Henri Levy, francuski filozof i reżyser.

Według ostatnich badań liderami wyścigu pozostają Macron (25 proc.) i Le Pen (22 proc.), a tuż za nimi Fillon i Melenchon (obaj po 19 proc.). Różnice w poparciu dla kandydatów mieszczą się w granicy błędu statystycznego, nie jest więc jeszcze przesądzone, kto ostatecznie pozostanie na placu boju - druga tura wydaje się bowiem nieunikniona.

To głosowanie bezprecedensowe. Nigdy wcześniej wybory prezydenckie nie odbywały się w trakcie stanu wyjątkowego. To oznacza, że ten demokratyczny proces przebiegnie pod pewnym ograniczeniami

- komentuje na łamach "The Guardian" Pascal Perrineau, szef fundacji Cevipof z Instytutu Nauk Politycznych w Paryżu.

Strzały na Polach Elizejskich

Jedyną ofiarą czwartkowego zamachu był niespełna 38-letni policjant Xavier Jugele. W listopadzie 2015 roku uczestniczył on w policyjnej akcji w klubie Bataclan, zaatakowanym wówczas przez grupę terrorystów. W ostatnich miesiącach pracował również w Grecji, gdzie pomagał tamtejszym funkcjonariuszom. Jak podaje "The Guardian", Jugele był również aktywistą LGBT.

Xavier JugeleXavier Jugele AP / AP

Sprawcą zamachu był 39-letni obywatel Francji Karim Cheurfi - potwierdziła prokuratura. Był on kilkakrotnie sądzony, w tym za dwukrotne strzelanie do policjantów; m.in. w 2005 roku został skazany na 15 lat więzienia, ale po 10 latach zwolniono go warunkowo. W czasie pobytów w więzieniu, gdzie spędził w sumie 14 lat, nie stwierdzono, by się zradykalizował, czyli przyjął ideologię dżihadu.

Więcej o: