Pierwszy rejs na najdłuższej trasie LOT-u za nami. W niecałe 12 godzin do Miasta Aniołów

Toast winem musującym, polskie menu, upominki dla pasażerów i załoga pokładowa w filmowych kostiumach. Pierwszy rejs LOT-u do Los Angeles był wyjątkowy.

Dzień dobry emocje, to jak się okazało w poniedziałek na Lotnisku Chopina, nie tylko motto Gazeta.pl. Inauguracji połączenia LOT-u do Los Angeles emocje, i to te związane z Hollywood, towarzyszyły od wejścia do terminalu. W części ogólnodostępnej zewsząd pojawiały się filmowe akcenty - a to naklejki odnoszące się do Oscarów, a to hostessy przebrane za hollywoodzkie gwiazdy. Tuż przy wejściu do samolotu odbyła się konferencja prasowa, podczas której prezes LOT-u w towarzystwie załogi i pasażerów zapowiadał rejs do Los Angeles. Ekscytacji nie krył też gość specjalny - Anna Anders.

Złote koperty i wino musujące

Już od wejścia na pokład można było poczuć atmosferę filmu. Pasażerowie na fotelach znaleźli złote koperty - przypominające te z gali oscarowej - z pamiątkową pocztówką i kosmetyki. Po starcie załoga rozdała pasażerom kieliszki z winem musującym. - Za udaną premierę - zabrzmiał z głośników nowoczesnego dreamlinera toast. Potem rozległy się brawa. Tuż przed podaniem obiadu pasażerów obdarowano jeszcze pamiątkowymi magnesami.

Na trasie z Warszawy do Los Angeles testowałem klasę ekonomiczną. W menu inauguracyjnego rejsu postawiono na polską kuchnię. Sałatka z pomidorami i papryką na przystawkę, a wieprzowina lub kurczak z kluskami śląskimi i modrą kapustą na danie główne to był, jak się okazało, dobry wybór działu produktu w Locie. Wszystko smakowało. Na deser podano ciasto czekoladowe z masą kremową i kawę lub herbatę.

Symulacja pór dnia

Wnętrze samolotu Boeing 787 Dreamliner dzięki zastosowanemu oświetleniu symulującemu pory dnia i wyższej niż zwyczajowo wilgotności powietrza w kabinie sprawiło, że pierwsze 7 godzin podróży minęło mi w okamgnieniu. Ułatwiła to także dobra oferta m.in. hollywodzkich i polskich hitów filmowych w systemie rozrywki pokładowej. Nadrobiłem zaległości. W międzyczasie obsługa rozdała deklaracje celne potrzebne, by wjechać na teren USA. Ich wypełnienie zajęło moment. Trzeba było podać m.in. adres, pod którym planujemy się zatrzymać w USA.

10 godzina lotu. Większość pasażerów od kilku godzin śpi. Ja nie potrafię spać w podróży. Szkoda tych chwil. Popijając więc sok pomidorowy zacząłem oglądać "Dzień Świra". Ten film mnie zawsze bawi do łez. Jeszcze przed jego zakończeniem kabinę z mroku wyrwało ledowe słońce. Załoga podała kolację. Po niespełna 12 godzinach o 19.30 wylądowaliśmy w Los Angeles. Widok podczas lądowania dał nadzieję na cudowny czas w Mieście Aniołów. Jakie jest LA? Relacja niebawem na Gazeta.pl. Opuściwszy samolot rozpocząłem zwiedzanie Kalifornii. Mimo braku snu, zmęczenia nie odczułem. Może dlatego, że tyle tu dobrych emocji.

A TERAZ ZOBACZ: Na dworze -20. Czarne BMW mknie drogą pod Łodzią. Nagle kierowca zauważył przed sobą zamarzającego liska

Więcej o: