Pod koniec lutego w Doniecku zagubiony pocisk artyleryjski uderzył w skład chloru przy stacji filtrującej. Znajdowało się tam prawie 7 tys. metrów sześciennych silnie trującego gazu. Łut szczęścia sprawił, że nie doszło do uszkodzenia zbiorników, w których były przechowywane. - Jeżeli któryś z magazynów wybuchnie, dziesiątki tysięcy ludzi ulegnie zatruciu - powiedział portalowi Fox News Robert Amsterdam, prawnik specjalizujący się w polityce rosyjskiej. - Byłaby to katastrofa na miarę Czarnobyla - ocenił.
Swoje zaniepokojenie wyraził również profesor toksykologii na Uniwersytecie w Michigan Rudy Richardson. - Kiedy strefa wojny znajduje się w pobliżu nagromadzenia obiektów przemysłowych, może dojść do uwolnienia ogromnych ilości toksyn - przestrzegał naukowiec. - A te prawdopodobnie spowodowałyby śmierć wielu cywilów - dodał. Jak podkreśla Baskut Tuncak z ONZ, już 1000 metrów sześciennych chloru wystarczy, żeby zabić wszystkich, którzy znajdą się w promieniu 200 metrów i poważnie zagrozić zdrowiu ludziom mieszkającym w okolicy.
A TERAZ ZOBACZ: Jak zachować się w trakcie zamachu bombowego?