Dzięki PiS-owi wiemy też, że szef RE swój destrukcyjny plan zalania Europy islamskimi fundamentalistami i genderystycznym homolobby Zachodu, które zarazem urządzą kontynentalną orgię i narzucą szariat, realizuje na zlecenie swojej niemieckiej protektorki, Merkel. Za kolejnej kadencji Tuska upadnie przemysł, kościoły zostaną zmienione w szalety, a granic nie będzie nawet po co bronić – Europa znów będzie w ruinie.
Ale że Europa jest mlekiem i miodem płynącą krainą, demokratycznym rajem i domeną polityki tak harmonijnej i zgodnej, że aż wszyscy przysypiają, też wiemy. To wiemy z drugiego źródła: od PO i proeuropejskiej opozycji. Od nich dowiadujemy się, że w Europie obowiązują ciepłe przyjaźnie, każdy każdemu podaje rękę, nikt nie słyszał o lobbingu w zaciszu brukselskich gabinetów. Wszyscy są równi, nikt nie ustala nic ponad cudzą głową. Komisja Europejska i jej przewodniczący wdrażają swoje plany zawsze w pełnym porozumieniu z europejskim demosem i w jawnym, pełni transparentnym i zrozumiałym stylu. Oj, tak.
Gdzie ten "reformatorski projekt" dla UE?
Niedawna awantura o przedłużenie kadencji dla Donalda Tuska doskonale obnażyła to, jak jest naprawę: kłótnie o Europę w wykonaniu obozu PiS-u i antyPiS-u są jałowe, przeznaczone na krajowy użytek, toksyczne w swojej bezmyślności. Politycy, nawet gdy się zgadzają, kłócą się zażarcie. Gdy się nie zgadzają, kłócą się wręcz niszczycielsko – i konsekwencje dla obywateli ich nie obchodzą, dawno bowiem już pozbyli się wrażenia, że ludzie niegłosujący akurat na ich partie, to jacyś obywatele. Kiedy słyszę, że mamy „debatę” o Unii Europejskiej, chce mi się śmiać.
Donald Tusk Geert Vanden Wijngaert (AP Photo/Geert Vanden Wijngaert)
PiS gorliwie powtarza, że zależy mu na reformie UE. I nie może wygłosić ani jednej konkretnej propozycji tej reformy. Minister Spraw Zagranicznych, Prezydent RP, Premier... nie pisną słówkiem o traktatach, roli instytucji, o przyszłości budżetu i wolnego handlu po Brexicie. Rząd do znudzenia powtarza, że trzeba bronić narodowych interesów państw członkowskich, ale gdy dokładnie w zgodzie ze swoim interesem głosują nasi (podobno) najwięksi sojusznicy – Węgry, Czechy, Słowacja, Wielka Brytania – polska strona węszy niemiecki spisek, naciski i manipulację.
Jeden z kolegów dziennikarzy opowiadał mi, że gdy zapytał Jarosława Kaczyńskiego o rolę Rady Europejskiej w przyszłości, prezes PiS-u zaczął mu odpowiadać o... Smoleńsku i śmierci jego brata z winy Tuska. Jednocześnie MSZ deklaruje, że najważniejsze dla jego misji są interesy Polaków za granicą, ale gdy obywatele i obywatelki tracą swoje prawa socjalne w Wielkiej Brytanii czy Niemczech, PiS dalej zajmuje się wypominaniem zagranicznym partnerom gwałtów w Kolonii, „porażki multikulti” i rzekomego „terroru politycznej poprawności” na Zachodzie. Nie można się nawet przy najlepszych intencjach łudzić, że za tym stoi jakiś „reformatorski projekt”.
Viktor Orban i Beata Szydło na szczycie UE Alik Keplicz (AP Photo/Alik Keplicz)
Co robi opozycja, kiedy PiS kłóci się z Brukselą
PO i demokratyczna opozycja zaś powtarza inną mantrę: „jesteśmy i będziemy w Europie”. To piękny slogan, ale czy ktokolwiek zadaje sobie pytanie, po co i w jakiej Europie będziemy za rok, dwa, trzy? Kiedy, być może przyszła prezydentka Francji, Marine Le Pen, rozpisze referendum Frexitowe, a w fotelu kanclerskim w Niemczech zasiądzie Martin Schulz, który nie będzie miał nawet jednej dziesiątej tej cierpliwości do rozmawiania z polskim rządem, co Angela Merkel. Ten sam, którego minister Waszczykowski nazwał „niedouczonym lewakiem”.
Właśnie dlatego, że PiS tak się z brukselskimi elitami kłóci, PO i opozycja mogą mieć lepsze karty, zarazem jednak zachowują się, jakby w Unii na zawsze wszystko miało zostać po staremu, a realia nie zmieniły się ani trochę. Choć w Stanach wygrał Trump, a Wielka Brytania zadecydowała o wyjściu z UE. Szkocja zaś, ustami premier Nicoli Sturgeon, zapowiedziała kolejne referendum niepodległościowe – co chyba też zostało przeoczone.
Nawet największy entuzjasta i specjalista od Unii wśród polityków PO, Rafał Trzaskowski, zdaje się dalej opłakiwać fiasko Transatlantyckiego Partnerstwa Handlu i Inwestycji – TTIP – choć Bruksela od dawna mówi o zupełnie innych sprawach, a wielu polityków otwarcie ten projekt dawno skreśliło. No i też jasne, że bez Trumpa się on nie uda, a ten jest zadeklarowanym przeciwnikiem umowy o wolnym handlu z Unią.
„My tylko żartowaliśmy”, z tą Unią jest wszystko OK
Może więc inaczej: debatę o Unii w Polsce rzeczywiście mamy, ale nie toczy się ona wśród polityków. Można przeczytać świetną analizę Piotra Burasa dla Fundacji Batorego albo Anny Skrzypek-Claassens dla europejskiego think-tanku FEPS czy cykl tekstów Michała Sutowskiego dla „Krytyki Politycznej”. Jeśli kogoś interesują zaś konserwatywne i prawicowe głosy na temat przyszłości projektu europejskiego może zajrzeć na strony „Klubu Jagiellońskiego” i poczytać Marcina Kędzierskiego albo publicystykę Tomasza Krawczyka. Ale to są głosy, które trafiają do niesłychanie wąskiej grupy odbiorców i prowokują debaty intelektualne w eksperckim gronie. Tyleż interesujące, co pozbawione znaczenia. A nadchodzi czas, w którym – jeśli deklaracje polityków o Europie są w ogóle szczere – do swoich racji trzeba będzie przekonywać nie kilku znajomych specjalistów i dziennikarek, ale miliony Polaków.
Beata Szydło w Brukseli Fot. Kancelaria Premiera / Twitter
Tak naprawdę przecież PiS – choć deklaratywnie chce w Europie być – Unię masowo zohydza. PO natomiast wyłącznie usypia i przekonuje już przekonanych. W efekcie więcej osób ma pełne prawo w ogóle się Europą nie interesować. Co zatem stanie się, gdy Polska będzie musiała skonfrontować się z rozpadem wspólnoty albo perspektywą wyjścia czy innym kataklizmem, który wymagać będzie jasnej deklaracji „tak” lub „nie”?
PiS nagle, po opowiadaniu o „eurokomunizmie” i „dyktacie Niemiec” zawróci o sto osiemdziesiąt stopni i zacznie przekonywać, że przecież „my tylko żartowaliśmy”, a z tą Unią jest wszystko OK i chcemy już wracać do rodziny? PO natomiast, gdy urośnie kolejne pokolenie zupełnie na UE niewrażliwe, a wręcz jej niechętne, będzie chciało wygrać referendum albo wybory dalej przekonując, że „jesteśmy i będziemy w Europie”, choćby ta się na ich oczach waliła i paliła? Jedno i drugie nie ma sensu, ani przyszłości.
Upada mit „największych euroentuzjastów”
Badania, przeprowadzone niedawno przez Fundację Batorego, wskazują, że poparcie Polek i Polaków dla pozostania w Unii jest wysokie. Ale upada mit „największych euroentuzjastów”. Raport wskazuje, że poparcie jest powierzchowne i uzależnione od realnych korzyści, jakie ludzie widzą w swoim życiu. A one mogą stopnieć – nikt nigdy nie obiecywał nikomu w UE ciągłego wzrostu i niekończącej się gospodarczej hossy. W najmłodszym pokoleniu partie prawicy (PiS, KORWiN, Kukiz) zdobywają z łatwością większość konstytucyjną, w najmłodszym pokoleniu też jest największy sceptycyzm wobec uchodźców i UE. Zanim skończy się kolejna kadencja europarlamentu, będą stanowili jeszcze bardziej wpływową grupę wyborców. A może przyjść czas, że naprawdę – co najśmieszniejsze – zjednoczone PiS i PO naraz będą musiały ludzi do Europy jeszcze przekonywać.
A jak powiedzieć ochroniarzowi na śmieciówce, że Unia coś zmienia w jego życiu? Jak powiedzieć to zwalnianej nauczycielce i lokatorom z reprywatyzowanych kamienic? Jak krzewić entuzjazm wobec dalszej integracji u tych, którzy zagranicę poznali, owszem, ale pracując na zmywaku albo w śmieciowych pracach po nocy? Czym się chwalić przed Polakami za granicą, których los wskutek decyzji obu najważniejszych dziś partii raczej się pogorszy, a nie polepszy?
Można na ich zdanie się wypiąć albo wziąć ich poparcie za pewnik, i tak o nie wcale nie zabiegając – a w przeszłości partie polityczne próbowały i jednego, i drugiego. Z wiadomym skutkiem.
Jakub Dymek - kulturoznawca, dziennikarz i publicysta. Członek „Krytyki Politycznej”, stały współpracownik Dwutygodnik.com i nowojorskiego magazynu "Dissent". Za publikacje o tajnych więzieniach CIA w Polsce nominowany do nagrody dziennikarskiej Grand Press. Pracuje nad książką o powstaniu rewolucyjnej prawicy w ostatniej dekadzie.
Zobacz także: D. Tusk: Będę robić wszystko, żeby uchronić polski rząd przed polityczną izolacją