Hormonalne środki antykoncepcyjne do stosowania wewnętrznego będą wydawane wyłącznie na podstawie recepty wystawionej przez lekarza - przewiduje przyjęty przez rząd projekt. Oznacza to, że na receptę będą także pigułki ellaOne (tzw. pigułki dzień po, czyli antykoncepcji awaryjnej, stosowanej po stosunku), które osoby powyżej 15. roku życia od 2015 r. mogły kupić bez konieczności wizyty u lekarza.
Wśród krytyków projektu znalazł się Jerzy Przystajko, farmaceuta i członek Rady Krajowej Partii Razem. Jego wpis na Facebooku udostępniono już kilkaset razy. "Ministrze! Skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą!" - apeluje Przystajko do ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła.
Jestem aptekarzem. Pracowałem w aptekach w dużych centrach handlowych, teraz pracuję w małym miasteczku. Pamiętam czasy, gdy antykoncepcja awaryjna była wyłącznie na receptę, ludzi z obłędem w oczach biegających po wszystkich aptekach w mieście: “Czy nie dałoby się? My doniesiemy receptę, nikt nie chce wypisać...”. Teraz ten upokarzający cyrk wróci
- pisze autor. Jego zdaniem resort, który od roku pracował nad zablokowaniem dostępu do antykoncepcji awaryjnej "utknął w jakiejś alternatywnej rzeczywistości".
Przystajko obala mity, które padały z ust ministra zdrowia. Radziwiłł mówił m.in., że “nastolatki masowo stosują EllaOne”.
W mojej rzeczywistości po EllaOne zazwyczaj przychodzi facet, wcale nie najmłodszy. Kobiety dzwonią wcześniej, by upewnić się, że nie trafią w okienku na homilię któregoś ze “świętych aptekarzy”. Nastolatek nie spotkałem. "Pigułka po” sprzedaje się raz na kwartał
- pisze Farmaceuta i dodaje garść statystyk: "W Europie odsetek kobiet, które ją zastosowały kiedykolwiek w życiu waha się od 3-12%. Poza tym, cena dawki w okolicach 100-150 zł skutecznie wyklucza większość społeczeństwa z masowych eksperymentów z tym lekiem".
Ministerstwo zdrowia przekonywało również, że ustawę znowelizowano "w trosce o zdrowie i bezpieczeństwo kobiet".
No i znów pudło. Europejska Agencja Leków (EMA) dopuszczając sprzedaż bez recepty dogłębnie to rozważyła. Podpowiem: ocena EMA obejmuje dowody, że lek jest bezpieczny, nie ma potencjału nadużywania i że może być prawidłowo stosowany bez nadzoru lekarza. Są badania kliniczne, wszystko podsumowane w publicznie dostępnym raporcie EMA z tej procedury
- punktuje autor i gorzko podsumowuje: "Mieliśmy już Ministrę Zdrowia szczycącą się zepsuciem przetargu na szczepionki podczas pandemii. Teraz mamy Ministra Zdrowia, który najwyraźniej nie rozumie procedury ustalania kategorii dostępności leków. A ja mam swoją alternatywną rzeczywistość, w której dostępność leków ustala się staromodną metodą 'na badanie kliniczne'. I nie plecie andronów".