Na Jasnej Górze odbyło się ogromne nabożeństwo pod hasłem Wielkiej Pokuty "za grzechy, nałogi narodu polskiego". TVP Info relacjonowała Wielką Pokutę na żywo od godziny 18.00, przez blisko 2 godziny. W modlitwach - wg szacunków jasnogórskiego sanktuarium - wzięło udział ponad 100 tys. osób. Głównym motywem była aborcja i świadectwa na jej temat.
Jednym z mówców był operator filmowy, biorący udział w produkcji filmu o tym, "jak aborcja niszczy całe narody". Ekipa filmowa została zaproszona przez obrońców życia do Wiednia. Zobaczyli tam spalarnię, o której operator opowiedział w Częstochowie:
W Wiedniu jest olbrzymia spalarnia śmieci i jest tam jedyny piec w całej Austrii, który osiąga temperaturę, którą przepisy normują, jako wystarczającą, aby spalać w nim odpady biomedyczne, w tym szczątki nienarodzonych dzieci. Filmowaliśmy 60-litrowe czarne pojemniki, zamknięte zatrzaskowymi mechanizmami, z nalepkami, które głosiły nazwy klinik, z których pochodziły. Zrozumieliśmy, że to, czego uczymy się na lekcjach historii o piecach, które pracowały na tej ziemi, rozpalane przez szalonych Niemców, że to samo dzieje się dzisiaj na całym świecie. Tylko, że giną tam ciała niewinnych dzieci.
Ekipa filmowa nocowała w zamkniętej klinice aborcyjnej. Tam - według opowieści operatora - doszło do mistycznego wydarzenia. W jednym z pomieszczeń filmowcy padli na kolana, rozpoczęli modlitwę i zaczęli widzieć obrazy. Jednym z nich była kula ziemska otoczona brunatną skorupą, która oddzielała ją od promieni światła płynących z rąk Boga. Skorupa symbolizować miała grzech aborcji. - Pan Bóg zsyła olbrzymie łaski ze swojego miłosiernego serca, ale skutki tego grzechu sprawiają, że niewiele z nich dociera do ludzkości - mówił mężczyzna.
Pan Bóg dał nam znać, że w niebie jest ponad miliard dzieci nienarodzonych, które nie mają większego pragnienia, niż żeby wszyscy ci, którzy uczestniczyli w ich zabójstwie nie zostali potępieni, tylko zostali zbawieni. Te dzieci nie mogą nic zrobić, będąc w niebie, patrząc na twarz Boga (...) one czekają na nasze modlitwy. Od tamtego czasu zawsze przy naszej pracy filmowej prosimy te dzieci o wstawiennictwo. To absolutnie niezwykłe, z jaką mocną one przychodzą z pomocą, gdy się je wzywa.
Innym mówcą był wnuk ordynatora oddziału ginekologiczno-położniczego w jednym z warszawskich szpitalach w PRL-u.
Pracował na dwóch piętrach (...) na pierwszym piętrze przyjmował porody i był mistrzem, ratował dzieci. Po czym, jak była taka potrzeba, schodził na dół i tam usuwał niechciane ciąże. I tak przez 20 lat. Miał też prywatną praktykę, w której przyjmował pacjentki, które nie chciały tego robić oficjalnie
Według przemawiającego, grzech wynikający z "tysięcy zabitych dzieci" otworzył jego rodzinę na "całe inne zło". - W mojej rodzinie nie było miłości, było wiele grzechów - ubolewał. Opowiadał też o tym, jak dziadek się nawrócił - dostał wylewu, a pewnej nocy "przyszła do niego jakaś postać, która stanęła przy jego łóżku, pobłogosławiła go i został uzdrowiony". Przez kolejne lata dziadek modlił się, ale były to lata wielkiego cierpienia. - Chorował, łamały mu się kończyny, miał odleżyny, umierał w strasznych cierpieniach - mówił mężczyzna.
Po śmierci dziadka wnuk miał zobaczyć jego zdjęcie, pokryte pleśnią w całości, poza okiem. Tego dnia mężczyzna modlił się i naszła go "wstrząsająca myśl".
Przecież te dzieci są, które on zabił. One istnieją, one czekają na miłość, chcą przebaczyć, nie można się do nich nie zwrócić. To nie jest proch i pył, to są żywe dusze, w niebie z Bogiem. Zacząłem się modlić do tych dzieci. Mówię: dzieci nienarodzone, zabite przez mojego dziadka, błagam was, wybaczcie mu, powstrzymajcie to zło, nie pozwólcie mu umrzeć na wieki. I ta modlitwa została wysłuchana. Poczułem ich obecność i wiedziałem, że dziadek został uratowany