Na policyjnym poligonie we Wrocławiu dokonano kontrolowanego wybuchu bomby w autobusie. Prokuratura poleciła przeprowadzenie eksperymentu, by sprawdzić, co by się stało, gdyby w autobusie wybuchła bomba, którą podłożył w maju 22-letni student chemii Paweł R. Ładunek eksplodował na przystanku przy ul. Kościuszki we Wrocławiu, po tym jak chwilę wcześniej z pojazdu wyniósł go kierowca autobusu.
Dowiedz się więcej:
Substancja, która eksplodowała, znajdowała się w metalowym garnku o pojemności około trzech litrów. W pojemniku były także metalowe śruby. Jak dowiedziała się "Gazeta Wyborcza", bomba była konstruowana na podobieństwo tej, którą posłużyli się bracia Carnajewowie, którzy zaatakowali maraton w Bostonie. W wynajmowanym przez Pawła R. mieszkaniu policja znalazła kolejne przygotowane do podłożenia ładunki.
Radio RMF FM, któremu udało się dotrzeć do osób związanych ze śledztwem, podawało, że gdyby bomba domowej roboty eksplodowała zgodnie z planem, cały autobus zostałby zniszczony, a część pasażerów prawdopodobnie by zginęła lub odniosła ciężkie obrażenia. Dzięki temu, że ładunek eksplodował poza pojazdem nie doszło do tragedii. Lekko ranna została tylko jedna kobieta stojąca na przystanku.
22-latek nie był wcześniej notowany. Mieszkał sam w wynajmowanym mieszkaniu i studiował chemię na Politechnice Wrocławskiej. Według ustaleń Wrocław.wyborcza.pl, Paweł R. jest zwolennikiem Janusza Korwin-Mikkego i nie lubi uchodźców. "Tego pierwszego lubi na tyle, by kolportować grafikę z JKM siedzącym na tronie z popularnego serialu "Gra o tron" (z jego własnym dopiskiem: "Właściwy człowiek na właściwym miejscu") i przemówienie, podczas którego Korwin-Mikke nazwał w Parlamencie Europejskim imigrantów zalewem Europy śmieciem ludzkim, które nie chce pracować " - czytamy.