"Welt am Sonntag" donosi, że w Niemczech przebywa 800 agentów, którzy kontrolują tamtejszą turecką społeczność. Ponadto wywiadowi Turcji udało się pozyskać ok. 6 tys. informatorów. Niemieckie służby nie mogą poradzić sobie z problemem.
Dziennik "Welt am Sonntag", powołując się na niewymienionego z nazwiska niemieckiego polityka zajmującego się polityką bezpieczeństwa, informuje w dzisiejszym wydaniu, że turecka Państwowa Organizacja Wywiadu (MIT) dysponuje w Europie Zachodniej siecią 800 oficerów, z których większość działa w Niemczech.
Niezależnie od tego turecki wywiad zdołał pozyskać ok. 6 tys. informatorów, przez co - jak podkreśla "Welt am Sonntag" - stworzył unikatową sieć nadzoru i kontroli i potrafi skutecznie wpływać na postawę i działania tureckiej społeczności w Niemczech. Jeden funkcjonariusz MIT przypada na 500 Turków zamieszkałych w RFN.
Taka sztuka nie udała się nawet wschodnioniemieckiej Stasi, która w czasach zimnej wojny "na odcinku zagranicznym" była zajęta głównie tworzeniem i rozwijaniem sieci agentów w Niemczech Zachodnich.
Jak pisze dalej "Welt am Sonntag", z informacji zebranych przez tajne służby RFN wynika, że działania agenturalne MIT w Niemczech koncentrują się przede wszystkim na penetrowaniu tutejszego środowiska Kurdów, tureckich alawitów oraz zwolenników tzw. ruchu Gülena, organizacji stworzonej przez żyjącego na emigracji w USA uczonego, myśliciela i przewodnika duchowego Fethullaha Gülena, oskarżanego przez prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana i jego partię AKP o wywołanie niedawnego, nieudanego przewrotu wojskowego w Turcji.
W objętym klauzulą tajności niemieckim dokumencie rządowym, zawierającym analizę działalności wywiadu MIT w RFN, mówi się, że takie rozłożenie akcentów stwarza zagrożenie przeniesienia tureckiej walki politycznej na teren Niemiec, z czym ich tajnym służbom oraz policji jest trudno walczyć.
Opinię tę podziela niemiecki ekspert ds. wywiadu i innych tajnych służb Erich Schmidt-Eenbom. W jego przekonaniu Niemcy nie mogą tolerować działalności agenturalnej na taką skalę i o takim charakterze, prowadzonej przez jednego z ich sojuszników z NATO. - W istocie rzeczy mamy tu do czynienia nie tyle ze zwykłą działalnością wywiadowczą, tylko z represyjną kampanią, prowadzoną przez funkcjonariuszy MIT - twierdzi Schmidt-Eenbom
MIT utrzymuje w Niemczech rozległą sieć oficerów wyposażonych w oficjalne tureckie dokumenty tożsamości, wystawione na nieprawdziwe nazwiska, którzy pozornie pracują na etatach w licznych tureckich biurach podróży, bankach i firmach prowadzących działalność biznesową w Niemczech, a w rzeczywistości zajmują się działalnością agenturalną na rzecz Turcji, a mówiąc ściślej, rządzącej nią obecnie partii AKP prezydenta Erdogana.
Zwalczanie ich działalności stwarza niemieckim tajnym służbom poważne problemy, a bywa, że są one praktycznie bezradne. Wynika to głównie stąd, że wielu Turków osiadłych w Niemczech współpracę z agentami MIT poczytuje sobie za punkt honoru i widzi w niej dowód ich patriotycznej postawy i wierności tureckim interesom państwowym.
Dla MIT oznacza to wyjątkową okazję do utrzymywania w Niemczech rozległej i współpracującej z nią za darmo lub znikome sumy sieci informatorów, a dla niemieckiego wywiadu, kontrwywiadu i policji kłopoty wręcz nie do przezwyciężenia, ponieważ społeczność turecka w Niemczech jest pod tym względem hermetyczna i trudno jest ulokować im w niej swoich ludzi.
Niemieccy parlamentarzyści żądają wyjaśnień. Sprawą ma się zająć po wakacjach Parlamentarne Gremium Kontrolne (PKG) Bundestagu, instytucja będąca w Niemczech głównym instrumentem kontroli parlamentu nad służbami.
Artykuł pochodzi z serwisu ''Deutsche Welle''