Po naszym tekście o traumatycznym remoncie cały czas zbieramy Wasze historie - niestety, w większości dość koszmarne - dotyczące remontów i tego, jak układała się współpraca z majstrami.
Tym razem przytaczamy opowieść pana Romana, któremu nie generalny remont, a pozornie prosta wymiana okien napsuła krwi na długo. - To miała być szybka wymiana dwóch okien i drzwi balkonowych w mieszkaniu - zaczyna swoją opowieść nasz czytelnik. - Znalazłem firmę. Zamówiłem okna z montażem. Wracam z pracy, patrzę na ten ich montaż. Zatkało mnie. Poprosiłem od razu żonę o drinka. Nie pomogło - pisze pan Roman.
- Tak je wstawić to mogliby w oborze, a nie w mieszkaniu. Okna nie miały pionu! Wszystkie ramy były zarysowane, masakra. Zadzwoniłem do firmy i zapowiedziałem, że za to nie zapłacę. Usłyszałem, że na oględziny przyjedzie szef - relacjonuje pan Roman.
Oczywiście szef się nie zjawił, ale przyjechał pracownik, który potwierdził (!), że okna jednak są zniszczone. Zrobił zdjęcia i pojechał.
„Reklamacja” została rozpatrzona natychmiastowo. - Zadzwonił szef firmy i mówi, że w związku z sytuacją anulują mi koszt montażu i że mam zapłacić tylko (!) za okna. Moja żona w 7 miesiącu ciąży się rozpłakała - relacjonuje pan Roman.
Sprawa nie jest rozwiązana. - Od montażu mija czwarty tydzień, w domu bałagan i nerwowa atmosfera. Nie wiemy, co robić. Czy zgodzić się na to, żeby nam te okna naprawiała firma, która je zniszczyła, czy zmienić wykonawcę, czy iść do sądu - dzieli się wątpliwościami pan Roman.
A co wy byście zrobili?
Robiliście remont? Wynajmowaliście ekipę? Może mieliście problemy z trudnymi klientami? Jakie macie doświadczenia? Piszcie do autorki: dorota.zuberek@agora.pl