"99-letni bohater powstania warszawskiego, gen. Zbigniew Ścibor-Rylski, stanie przed sądem w procesie lustracyjnym. Postępowanie wszczął IPN. Czy to nie rewanż za upomnienie buczącej młodzieży na Powązkach?" - pyta tygodnik "Przegląd".
"W 1947 r. Zbigniew Ścibor-Rylski został zarejestrowany przez Wydział I Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Poznaniu jako TW „Zdzisławski” i miał współpracować ze służbami do 1964 r." - czytamy w "Przeglądzie". Tygodnik zwraca uwagę, że Ścibor-Rylski mógł wodzić prowadzących go funkcjonariuszy na manowce.
Sam generał zeznał, że współpracował, żeby "wyciągać informacje z drugiej strony" i ostrzec przed aresztowaniami kolegów z Armii Krajowej.
W 2012 roku generał Zbigniew Ścibor-Rylski apelował o powagę i szacunek podczas obchodów rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Wśród tłumu zgromadzonego na Powązkach słychać było buczenie, gdy wieńce składali przedstawiciele władz. Rozległy się też okrzyki: "hańba!". Z kolei brawami został przywitany Antoni Macierewicz. Gen. Ścibor-Rylski ogłosił, że jeśli gwizdy się powtórzą, nie będzie brał udziału w uroczystościach.
- Serce boli, dlaczego wydajecie takie okrzyki? Zastanówcie się - jak można? Gdzie macie komunę? Wiele tysięcy osób oddało życie, aby nie było komuny. Przepraszajcie, bo inaczej nie przyjmiemy waszych hołdów - zwrócił się do tłumu prezes Związku Powstańców Warszawskich Zbigniew Ścibor-Rylski. Zaapelował, aby "uczucia i poglądy polityczne wyrażać gdzie indziej".
Później generał nazwał buczących"grupą oszołomów" i stwierdził, że młodzi ludzie, którzy krzyczeli podczas obchodów na kopcu Powstania Warszawskiego (m.in. "raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę" i "precz z komuną") "nie robią tego z własnej woli", "są źle poinformowani" i ktoś nimi steruje".
Już wcześniej zainteresowanie IPN-u generałem komentowała m.in. Janina Paradowska. - Gen. Ścibor-Rylski był jednym z nielicznych, który miał odwagę powiedzieć, że to [buczenie - red.] jest skandal - mówiła.
- Generał do kontaktów z SB się przyznaje, chociaż zaprzecza, że donosił, a twierdzi, że wielu ludziom pomógł. Takie kontakty były wymuszoną daniną wobec władzy składaną wówczas przez wielu ludzi, zwłaszcza z życiorysami w AK, którzy chcieli żyć w miarę normalnie. (...) Prawda jednak lustratorów nie interesuje. Im chodzi tylko o to, żeby starszego pana upokorzyć i opluć. Nie podobało mu się buczenie? Musi być esbek. Albo chociaż agent - pisał z kolei Adam Leszczyński w "Gazecie Wyborczej".