Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas Mieszkańcy Białegostoku nie mogą wybaczyć miejscowej policji tragicznej w skutkach interwencji. Jak twierdzą, to właśnie przez funkcjonariuszy i ich agresję, w sobotę w szpitalu zmarł 34-latek.
Z informacji policji wynika, mężczyzna chorował na schizofrenię i od dłuższego czasu nie przyjmował lekarstw i posiłków. Podczas interwencji przeprowadzonej na prośbę ratowników medycznych, 34-latek cały czas przebywał na balkonie. W pewnym momencie stał się bardzo agresywny, a policjanci musieli użyć siły i gazu. W pewnym momencie zorientowali się, że mężczyzna nie oddycha. Wezwano karetkę.
Skutkiem tych wydarzeń był marsz mieszkańców, w którym mogło wziąć udział nawet 200 osób - informuje "Gazeta Wyborcza" . Sama manifestacja była pokojowa, choć w stronę policjantów padały jednoznaczne oskarżenia, m.in. "Mundur niebieski, orzeł żelazny zabiłeś Pawła - jesteś odważny". - Chcemy oddać hołd Pawłowi i dlatego tu idziemy. Policja go zabiła jak bandytę, a to był naprawdę dobry facet - cytują jedną z manifestantek dziennikarze z Białegostoku .
Do przepychanek miało dojść w momencie, kiedy funkcjonariusze zagrodzili maszerującym drogę. Pojawiły się kaski i pałki, a także kamery nagrywające zachowanie uczestników manifestacji.
- My chcemy postawić znicze pod komisariatem, a oni wychodzą do nas z tarczami i w kaskach to jest komedia - mówił jeden z nich .
W stronę policji poleciały kamienie, niektórzy trzymali w rękach cegły. W odpowiedzi funkcjonariusze pogrozili tłumowi armatką wodną. Nawoływali do jak najszybszego rozejścia się.
Po kilku chwilach sytuacja się uspokoiła. Nie doszło też do większych incydentów.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!