Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nasW niedzielę w trakcie odczytywania listu Episkopatu o "pełnej ochronie życia" kilkanaście osób, głównie kobiet, opuściło kościół św. Anny w Warszawie, wykrzykując przy tym hasła: "skandal!" czy "tego nie da się słuchać". Była to forma protestu przeciwko planom wprowadzenia całkowitego zakazu aborcji w Polsce.
Inicjatywa była oddolna, ale nie spontaniczna. Treść listu biskupów opublikowana została jeszcze przed jego odczytaniem w świątyniach, a kobiety swoją akcję zaplanowały z wyprzedzeniem, informując o niej za pośrednictwem mediów społecznościowych i wzbudzając zainteresowanie mediów.
Zdaniem posła PiS Stanisława Pięty zachowanie kobiet podlega pod 195. artykuł Kodeksu Karnego. Jest w nim mowa o tym, że osoba przeszkadzająca w publicznym wykonywaniu aktu religijnego podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do 2 lat.
"Nie można tolerować tego rodzaju wybryków. Bezczynność organów państwowych mogłaby stanowić zachętę dla osób o poglądach skrajnych, które nie potrafią uszanować uczuć religijnych wiernych, gotowe są zakłócać nabożeństwo, przerywać modlitwę i prowokować do awantur w obiektach sakralnych" - napisał Pięta w oświadczeniu cytowanym przez serwis niezalezna.pl .
Sprawa incydentu w kościele św. Anny trafiła do Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście. W uzasadnieniu zawiadomienia Pięta napisał, że "niezidentyfikowana grupa osób, poprzez głośne wykrzykiwanie, a następnie prowokacyjne opuszczenie kościoła, utrudniała i zakłócała prawidłowe prowadzenie obrzędu mszy świętej".
Wyszły z kościoła w proteście przeciwko zakazowi aborcji. Czy to dobra forma wyrażania sprzeciwu?
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!