Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nasGdyby obywatelska ustawa weszła w życie, nie mówilibyśmy już o ciąży czy płodzie, a "dziecku poczętym" . Powstaje ono, według twórców ustawy, z chwilą "połączenia się żeńskiej i męskiej komórki rozrodczej". Co więcej, ustawodawca stwierdza, że "pełna ochrona życia" jest ważniejsze od "innych wartości praw i wolności konstytucyjnych".
Nowym określeniem, które pojawia się w uzasadnieniu ustawy, jest też "zabójstwo prenatalne" . Zabójcą prenatalnym będzie więc osoba, która "powoduje śmierć dziecka poczętego". Tu ustawodawca przewidział kary od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Gdy do śmierci (a więc po prostu poronienia) dojdzie nieumyślnie - do lat 3.
Wyższą karę przewidziano dla osób, które spowodują śmierć "dziecka poczętego" stosując przemoc wobec matki, albo doprowadzają ją do tego podstępem. Sprawca polega karze do 10 lat więzienia. Co jeszcze jest w projekcie?
Według nowej ustawy ochrona życia kobiety nie będzie przesłanką do terminowania ciąży, tak jak jest obecnie. Ustawodawca stwierdza wprost - "aborcja nie może zostać w żadnych okolicznościach uznana za niezbędną dla ratowania życia matki". Dlaczego? Zdecydowano, że istnieje "pierwszeństwo ochrony życia przed ochroną zdrowia". Zdaniem twórców ustawy dla ratowania zdrowia matki "nie jest konieczne zabicie dziecka".
"O niezbędności [przerwania ciąży] można by mówić wyłącznie w sytuacji, kiedy przeprowadzenie zabiegu aborcji byłoby jedynym możliwym sposobem, który obiektywnie umożliwiałby uratowanie życia matki" - czytamy w projekcie.
Co więc zrobi lekarz, który zdiagnozuje ciążę pozamaciczną albo zaśniad groniasty? Nie będzie mógł przeprowadzić operacji, tak długo, jak nie wystąpi zagrożenia życia.
Według obowiązującej ustawy, przerwanie ciąży może być dokonane, gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. Ustawodawca uważa jednak, że dziecko nieodwracalnie bądź nieuleczalnie chore "zasługuje na pełną ochronę życia i zdrowia".
W tym przypadku warto przypomnieć sprawę prof. Chazana, który odmówił wykonania aborcji i - powołując się na klauzulę sumienia - nie wskazał innego lekarza, który zabieg może przeprowadzić. Po porodzie matka bardzo ciężko chorego dziecka mówiła tak : "Widziałam, jak moje dziecko umiera z bólu (...) 10 dni agonii"
Kolejną przesłanką do przerwania ciąży jest obecnie "uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego". Ten przypadek również usunięto z nowej ustawy. Twórcy stwierdzają bowiem, że "nie istnieje prawo do nieurodzenia dziecka".
Ustawodawca zauważa wprawdzie, że gwałt to "zachowanie przestępne i karygodne", ale jednocześnie stwierdza, że dziecko "nie ponosi winy za czyn, który jego ojciec wyrządził jego matce".
W dosyć pokrętny sposób w ustawie stwierdzono, że badania i leczenie mogą stanowić zagrożenie dla płodu, co oznacza, że w razie jego obumarcia, lekarz może zostać pociągnięty do odpowiedzialności karnej.
Już same badania prenatalne mogą zwiększyć - choć w niewielkim stopniu - ryzyko poronienia. Z tego faktu już wprost wynika, że lekarze staną przed poważnym dylematem - badać i leczyć, ale jednocześnie narazić się na konsekwencje, czy pozwolić na to, by dziecko urodziło się chore.
Procedura zapłodnienia in vitro polega na pobraniu komórek rozrodczych kobiety i mężczyzny, a następnie połączeniu ich w warunkach laboratoryjnych. Słowem - jeszcze przed umieszczeniem zapłodnionej komórki jajowej w macicy, powstaje "dziecko poczęte". I tu zaczynają się schody - w niektórych przypadkach stosuje się diagnostykę preimplantacyjną, w celu uniknięcia wad wrodzonych u dzieci. To oznacza, że część zarodków jest odrzucana. A według nowych definicji - odrzucane są "dzieci poczęte".
W toku procedury in vitro część zarodków poddaje się krioprezerwacji, a więc zachowania ich w temperaturze niemal - 200 stopni Celcjusza. Tak dzieje się, gdy z różnych powodów nie może dojść do wprowadzenia komórki do macicy, lub, by zachować materiał, gdyby próba zapłodnienia się nie powiodła.
Zagadnienie "aborcji farmakologicznej" pojawia się w uzasadnieniu ustawy. Wydawać się może, że chodzi wyłącznie o tabletki wczesnoporonne, ale jeśli bierzemy pod uwagę nowe definicje - zakazana może być też tzw. "tabletka po".
Zależnie od momentu cyklu miesięcznego, pigułka "po" działa na dwa sposoby - może opóźnić proces owulacji, jeśli jeszcze do niej nie doszło, albo zapobiec zagnieżdżeniu się komórki jajowej. I znów zaczynają się schody - według Światowej Organizacji Zdrowia, jeśli komórka nie jest zagnieżdżona, to nie możemy mówić o ciąży. Z kolei według twórców ustawy, jeszcze przed zagnieżdżeniem mamy do czynienia z "dzieckiem poczętym".
Zgodnie z tym tokiem myślenia, pigułka "po" nie będzie już dostępna nawet na receptę. Ustawodawca wprowadza również "sankcje karne dla dostawców środków aborcyjnych". Z tego wynika, że konsekwencje powinna ponieść np. osoba, która przywiezie zza granicy pigułkę "po" dla kogoś.
Tu możesz zapoznać się z projektem ustawy oraz jej uzasadnieniem .
Napisz do autorki artykułu: wiktoria.beczek@agora.pl
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!