Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas Wydawało się, że historia pobitego na warszawskim Tarchominie Pawła Surgiela została już dawno wyjaśniona. - Dwóch strażników miejskich oskarżonych o brutalne pobicie zostało zwolnionych dyscyplinarnie - informował Bartosz Milczarczyk, rzecznik prasowy miasta .
Nie wszyscy jednak zgadzają się z taką decyzją i winą o zajście obarczają pokrzywdzonego.
"To jest Paweł. Pawłowi w środku nocy przeszkadzał radiowóz na pustym parkingu. Więc Paweł zaczął zaczepiać radiowóz. Aż wreszcie radiowóz stracił cierpliwość i teraz Paweł ma zaklejone oko, nosi taki dziwny kołnierz i obwołał się Jezusem. Nie bądź jak Paweł i nie wk... otoczenia nagrywaniem swoich spedalonych filmików" - taki przekaz pojawił się na Facebooku NSZZ policjantów w Katowicach.
Chodzi o sprawę pobicia Pawła Surgiela na warszawskim Tarchominie. - Przechodząc obok, zwróciłem uwagę strażnikom, że zajmują trzy miejsca parkingowe. Powiedziałem też, że gdyby normalny obywatel stał tyle czasu z włączonym silnikiem, zostałby ukarany mandatem - relacjonował początek zajścia Surgiel .
Później sprawy potoczyły się bardzo szybko. Na informację, że warszawianin ma zamiar wezwać policję i nagrać całą sytuację strażnicy miejscy zareagowali alergicznie.
- Zaczęli mnie szarpać, krzycząc, że nie mam prawa ich nagrywać - mówi pan Paweł. - Nie byli w stanie wyrwać mi telefonu, zaczęli wykręcać mi ręce. Rzucili mnie na glebę, skuliłem się i schowałem telefon pod siebie. Nagrałem całą sytuację kiedy byłem przez nich bity, kopany po twarzy. Rozłupali mi zęba, wciąż kopali mnie w twarz, dostałem też strzał w oko - opowiadał Surgiel .
Funkcjonariusze już usunęli wpis z Facebooka, teraz przepraszają. "Pragniemy podkreślić, iż nigdy nie mieliśmy zamiaru w jakikolwiek sposób znajdować aprobaty dla przestępstwa w wyniku którego został on pokrzywdzony, a które zdecydowanie potępiamy", czytamy w oficjalnym stanowisku.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!