Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas W wywiadzie dla tygodnika "Do Rzeczy" premier Beata Szydło komentowała decyzję KE o wszczęciu wobec Polski procedury ochrony państwa prawa. Zdaniem Szydło, była ona "polityczna, a nie merytoryczna", zaś Komisja nie powinna zajmować się wewnętrznymi decyzjami naszego kraju.
Według premier, krytyka rządu ze strony KE jest powiązana z problemami wynikającymi z kryzysu imigracyjnego w części państw UE.
- Ten głos nieuprawnionej krytyki i ataku na rząd niósł się dalej i wpisał się w aktualną potrzebę niektórych państw europejskich. Kryzys z imigrantami, kompromitacja Niemiec w związku z tym co działo się w noc sylwestrową w Kolonii, musiały zostać czymś przykryte. "Sprawy polskie" okazały się doskonałym tematem - mówiła.
Winą za wszczęcie procedury Szydło częściowo obarcza też polityków PO, którzy mieli mówić w Brukseli o łamaniu demokratycznych procedur.
Na czym polega procedura praworządności? >>>
Na uwagę, że PiS w podobny sposób podnosił na forum międzynarodowym kwestię katastrofy smoleńskiej, premier odparła, że istnieje zasadnicza różnica pomiędzy tymi dwoma przypadkami. PiS, dowodziła, wnioskował o debatę w Parlamencie Europejskim, podczas gdy politycy PO "nie mając podstaw, stawiali mocne zarzuty i rysowali nieprawdziwy obraz Polski jako kraju niedemokratycznego".
Czy procedura będzie miała dla Polski poważne konsekwencje? Szydło uważa, że nie - jej zdaniem Unia jedynie "grozi palcem", ponieważ rząd wprowadza reformy, które nie podobają "większości środowisk lobbystycznych".
- Na pewno się nie cofniemy i nie zrezygnujemy z planu naprawy Polski, którego się podjęliśmy - zapowiada premier.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!