Jeszcze niedawno Piotr Kaszubski był nazywany przez media złotym dzieckiem i wschodzącą gwiazdą polskiego biznesu. Ale na jego pięknej historii w stylu "od pucybuta do milionera" szybko pojawiły się rysy - zaczęły nasuwać się wątpliwości, wypływać oskarżenia, skargi - problemy z Sanepidem i informacje o oszukanych klientach.
Sam Kaszubski cały czas podkreślał, że jest niewinny i odpierał wszelkie zarzuty, często wchodząc w ostre spory z krytykującymi go dziennikarzami.
W 2015 warszawska prokuratura postawiła mu sześć zarzutów. Jak pisała stołeczna " GW ", "zdaniem prokuratury jest oszustem. (...) Nie można dokończyć tego śledztwa, bo Kaszubski ukrywa się przed policją, która od czterech miesięcy nie może go znaleźć".
Tymczasem poszukiwany publikował na Facebooku posty wyraźnie prowokujące organy ścigania - m.in. prosił o zmianę zdjęcia w liście gończym . Pomimo tego, że jest poszukiwany, Kaszubski zgodził się z nami porozmawiać, by przedstawić argumenty za swoją niewinnością.
Piotr Kaszubski: Miałem 11 lat, to była praca w stajni. Później nagrałem około 30 reklam i tak zarobiłem pierwsze pieniądze.
Zgadza się. Moje początki rzeczywiście są komiczne. Trzeba było chwytać się czegokolwiek.
Miłość pomiędzy mamą a jej dzieckiem jest bezgraniczna. Jeśli jestem w życiu czegoś pewien, to tylko tego, jak bardzo ją kocham. Wchodzę w taki etap, że trzeba się bardzo o mamę troszczyć. To przecież ona kiedyś oddawała mi wszystko, co miała.
Myślałem, że robisz ze mną wywiad o biznesie?
Kiedy miałem 9 lat, mój tata miał poważny wypadek samochodowy. Dziś nie ma kawałka głowy i mózgu. Mimo, że żyje, to tak naprawdę już nie żyje. Mówi, poznaje ludzi, ale nie ma w nim emocji, ani reakcji na emocje. Mieszka w Domu Pomocy Społecznej i jest ubezwłasnowolniony.
Że co? Nie, mój tata nigdy nie był karany. On nigdy nie prowadził interesu. Sprzedawał po prostu HBO i był najlepszym pracownikiem w Polsce, pracownikiem roku. Miał niesamowicie wielką charyzmę, inteligencję i osobowość sprzedawcy.
Tak, mój brat był w zakonie, ale wystąpił z niego. Poznał dziewczynę, zakochał się i mieszka w Zakopanem. Ma zupełnie inną osobowość, ja jestem bardzo przebojowy, on jest spokojną osobą. Były sytuacje, które nas poróżniły, ale nie chcę o tym mówić. Zobacz, jakie to życie jest przewrotne, on - jasna strona mocy, a ja?
Niesamowicie ją kocham. I tęsknię. Kilka miesięcy temu urodziła córeczkę i chciałbym być przy nich. Niestety, dowiedziałem się od prokuratora, że na pewno do Świąt nie uchylą mi aresztu. Spędzę je więc z moim pieskiem.
Co znaczy "bycie milionerem"? Że ktoś ma pięć, czy dziesięć milionów na koncie? Radziłem sobie, w porównaniu do moich rówieśników. Moja firma świadczyła dobre i tanie usługi, przy niskim koszcie.
Wiem, czym jest skuteczna reklama. Były czasy, że było i 5-7 tys. wysyłek dziennie. Moja firma stała się największym klientem Siódemki / DPD w Polsce. Whitetime kupowały miliony Polaków.
[Kaszubski mimo pytań nie podaje źródła tych informacji]
No, nie miliony, to taka przenośnia. Ale na pewno setki tysięcy.
A nie widać? Oczywiście, że używałem produktów, które reklamowałem. Whitetime był dobry, skuteczny i bezpieczny.
Marcin K. doniósł, że produkt nie miał gotowej oceny bezpieczeństwa przez certyfikowanego safety assessora. Ale trzeba mieć na uwadze, że taką ocenę bezpieczeństwa wraz z testami obciążeniowymi robi się 3-4 miesiące, to trwa. Sanepid rzeczywiście pod naporem mediów wydał taką chwilową blokadę do czasu ukazania się oceny bezpieczeństwa. No i później ta ocena została wydana i sanepid napisał "produkt bezpieczny".
[O komentarz poprosiliśmy Jana Bondara, rzecznika Głównego Inspektoratu Sanitarnego: - Sanepid nie korzysta z ocen bezpieczeństwa żadnego certyfikowanego "safety assessora". Nawet nie wiem, kto to jest. Stosujemy się do prawa, a nie do opinii jakiegoś "assessora". W przypadku pana Kaszubskiego nie chodziło o jakiekolwiek opinie, tylko o poziom substancji aktywnych regulowanych przepisami prawa - mówi Bondar. Przypomnijmy: badanie wykazało , że Whitetime ma stężenie nadtlenku wodoru aktywnego lub uwalnianego, które może być niebezpieczne dla zdrowia]
W gruncie rzeczy było mi przykro, bo taki sam mechanizm sprzedaży był wszechobecny w Wielkiej Brytanii. Produkty były wysyłane na okres próbny. Ludzie akceptowali warunki i każda transakcja wymagała potwierdzenia 3D secure. Jeśli ktoś w tym czasie stwierdził, że nie jest zadowolony, dzwonił na call center i w tym momencie subskrypcja była anulowana. Tysiące ludzi zrezygnowały z tych subskrypcji, ale część zapomniała i wtedy bank obciążał karty debetowe klientów.
POWYŻEJ: JEDEN Z TEKSTÓW O KASZUBSKIM W BRYTYJSKICH MEDIACH
Oczywiście, osoby, które był niezadowolone, albo czuły, że wpadły w jakąś pułapkę z tą płatnością, odzyskały w 100 procentach swoje pieniądze.
Oczywiście, że wysyłano, mam nie tylko potwierdzenia przelewów, ale i przekazy pocztowe. Musisz zrozumieć, że ta firma była bardzo duża. Stała się największym polskim reklamodawcą prasy i zarządzała budżetem reklamowym rzędu 16 milionów złotych RC w pierwszym kwartale 2015 na jeden produkt.
[Poprosiliśmy Kaszubskiego o podanie źródeł tych informacji. Niestety nie otrzymaliśmy ich. We wcześniejszych wywiadach, Kaszubski powołuje się na serwis Wirtualne Media.
Gdyby jednak wziąć słowa Kaszubskiego za dobrą monetę i przyjąć, że w ciągu trzech kwartałów jego firma wydała na reklamy w prasie trzykrotność sumy, którą podał dla kwartału, oznaczałoby to, że jej budżet reklamowy o 14 mln zł przekraczał wydatki na reklamę prasową... całej branży bankowej - źródłem jest wskazany przez Kaszubskiego serwis Wirtualne Media ]
Zrozum, że przy takiej skali pojawiają się błędy pracowników. Mimo dobrych chęci. Na oszustwa pracowników nie ma się wpływu.
Zgadza się, jestem odpowiedzialny za błędy pracowników i mam kłopoty, ale czy jestem odpowiedzialny za to, że dyrektor wysyłki, Bartosz W. ukradł kilkaset tysięcy złotych? Mówił, że wszystko jest wysyłane, a okazało się, że nie było, że kradł. Dzięki Bogu pochwalił się świadkom, którzy go nagrali, potwierdzając swoje oszustwo. Powinienem o to bardziej zadbać i bardzo tego żałuję. Byłem wtedy w Stanach Zjednoczonych, wysyłkę nadzorowały inne osoby.
Musisz wiedzieć, że produkt sprzedawano także w programach partnerskich. Nie miałem z tym nic wspólnego. Jak przeczytałem, że Piotr Kaszubski w Wielkiej Brytanii podrabia strony "Cosmopolitan", to już wiedziałem, że zaczęła się nagonka, i że się nie skończy. Powtarzam, nie robiłem tych stron i przykro mi że dziennikarze bez pytania publikowali takie informacje. To nie byłem ja.
Produkty sprzedawano w programach partnerskich. Wygląda to tak, że umawiasz się z ludźmi na stawkę, jaką oni otrzymają, jeśli sprzedadzą produkt. Czasem jest to 40%, czasem 30%, 50% dla najlepszych. Wtedy kosztem reklamy jest prowizja partnera. To jeden zagraniczny partner tworzył te strony "Cosmopolitan" i oczywiście zrezygnowaliśmy z dalszej współpracy po tym, gdy się dowiedzieliśmy o całej sprawie.
Absolutnie! Jakbym miał, to miałbym z tego tytułu zarzut.
Nie mówmy, że wykradzione, bo to były zdjęcia z banku zdjęć. Taką praktykę rynkową stosują tysiące korporacji. Kiedy była nagrywana reklama z mężczyzną, którego ostatecznie podpisano "ekspert", byłem w Stanach Zjednoczonych. Zleciłem pracownikom zatrudnienie lekarza do reklamy którą przygotowywałem. Niestety, mimo zapewnień dyrektorki działu HR, po czasie dostałem informacje że ekspert z reklamy jednak tym lekarzem nie jest, mimo dokumentów które nam prezentował.
Jeżeli chodzi o naTemat to myślę, że lepiej będzie rozwiązać te wszystkie problemy, jak już będzie wyrok sądu. Może dogadam się polubownie z panem Tomaszem Lisem.
Tak, pojawił się taki zarzut, że wysyłałem wezwania do zapłaty do 20 osób, które produktu nie zamówiły, bądź go nie otrzymały.
Wiem o 20 osobach, ale może prokuratura nie postawiła mi jeszcze zarzutów w sprawie wszystkich. Kiedy wyszedłem z aresztu, po wpłaceniu 400 tys. zł poręczenia majątkowego za siebie i mojego wspólnika, nagrałem wszystkich klientów, którzy wcześniej zeznali, że produktów nie zamówili. Przyznali, że te produkty jednak zamówili, a nieprawdziwe zeznania złożyli w obawie przed windykacją. Oczywiście przeprosiłem wszystkie te osoby za stres i wysłałem prezenty przeprosinowe oraz się pojednałem z klientami. Wysłałem też prokuraturze dokumenty, czekam aż prokuratura umorzy ten zarzut.
[Prokurator odmówił nam w tej spawie komentarza telefonicznego, dodając, że ze względu na na tajemnicę śledztwa prawdopodobnie nie będzie mógł odpowiedzieć także na pytania przesłane emailem]
Mam nadzieję, że szybko ten zarzut zostanie umorzony. Myślisz, że jest taka szansa?
Wytłumacz mi, co jest nie tak z moim zachowaniem?
A myślisz, że po co jest areszt? Żeby zabezpieczyć śledztwo? Uważasz, że śledztwo jest ważniejsze niż życie obywatela?
Ja wpłaciłem poręczenie majątkowe - 400 tysięcy złotych.
Przez to, że jestem na wolności, udało mi się nagrać i zdobyć dowody na moją niewinność. I to nie jest tak, że się ukrywam. Dzwonię do prokuratury codziennie, kilka razy dziennie. Ja się po prostu nie stawiam do aresztu.
[Także w tej sprawie zwróciliśmy się do prokuratora Łopatki. Niestety nie potwierdził, ani nie zaprzeczył, że Kaszubski kontaktuje się z nim telefonicznie. Ze sprawdzonych źródeł jednak wiemy, że Kaszubski nie tylko codziennie dzwoni do prokuratury i opowiada o swojej niewinności, ale też wysyła maile z rzekomymi dowodami, potwierdzającymi jego wersję.]
Czekam, aż prokurator przeanalizuje dowody, i mnie uniewinni a to może trochę potrwać. Proszę, nie skazujmy mnie, nie byłem nigdy karany i nie odbyła się sprawa w sądzie.
W areszcie byłem prawie tydzień. To była bardzo trudna sytuacja, nie rozumiałem, na jakiej podstawie mam tak absurdalne zarzuty. Nie wiedziałem, co się dzieje, byłem przerażony. Siedziałem z chłopakiem, który był wcześniej karany, ukradł telefon za 500 zł i teraz odwieszą mu wyrok i trafi na kilka lat do więzienia za recydywę. Poznałem też chłopaka, który wyłudził 20 milionów złotych z banku.
Tak, oczywiście, policja wszystkim powiedziała. Wszyscy funkcjonariusze podchodzili, mówili "słuchaj, to ten z telewizji". Oni często sprawdzali, czy nic sobie nie zrobiłem, protokoły pisali, czy odpowiednie jedzenie dostałem.
Nie wszystkich i nie publicznie. Niektórych dziennikarzy nazywam szczurami dlatego, że uważam, że są szczurami. "Szczurem" w prywatnej rozmowie nazwałem tylko jednego dziennikarza, który manipulował prawdą i faktami - a mianowicie Jakuba Wątora z "Gazety Wyboczej".
[Wątor w swoich tekstach opisywał budzące wątpliwości działania Kaszubskiego. W jednym z nich poinformował, że Kaszubski wyzywa go w prywatnej korespondencji od "szczurów" i "gnid" ]
A ty dlaczego zwracasz uwagę tylko na złe rzeczy i moje błędy? Przykro mi, że tak uważasz. Czasami mam wrażenie, że za wcześnie wszedłem do świata biznesu i mediów i się gubię. Popełniam błędy, mówię co mi ślina na język przyniesie. Masz rację, nie powinienem ich obrażać. Po czasie dochodzę do wniosku, że nawet nie powinienem był tracić czasu na zbędną polemikę. Bardzo ciężka jest rozmowa z tobą. Mówimy tylko o samych złych rzeczach zamiast skoncentrować się też na dobrych.
Przepraszam za to, że wolałem się skoncentrować na rozwijaniu biznesu, a nie na dokładności obsługi klienta. Przepraszam za to, że nie każdy klient był potraktowany tak, jak powinien być, a mianowicie, że jeśli dostał błędne zamówienie, to w natychmiastowym tempie, bez stresu, bez dzwonienia, nie była wysłana do niego kolejna paczka, że to trwało. Przepraszam za to, że nie dopilnowałem o godzinie 22:40 ludzi z call center, którzy żartowali sobie z klientów i ich nie szanowali. Jest mi naprawdę ciężko z tym wszystkim.
Tak, w akcie podpisanym przez notariusza, musimy jeszcze zarejestrować ją w KRS, więc na pewno ją powołam. 75 tys. moich fanów z Facebooka czeka na działalność tej fundacji. Wraz z popularnymi znajomymi będziemy promować warsztaty motywacyjne, samorozwoju i będziemy pokazywać, że można zmieniać świat na lepsze, i że można zmieniać ten świat uczciwie.
[Obecnie nie ma takiej fundacji w rejestrze KRS. Pisał o tym Wątor na swoim blogu]
Po dwóch dniach stworzono specjalistyczną policyjną grupę poszukiwawczą, żeby mnie znaleźć, akurat po tym, jak wstawiłem to zdjęcie. W pewien sposób chcę pokazać kuriozum tej sytuacji, że specjalistyczne grupy poszukiwawcze szukają najniebezpieczniejszych kryminalistów w Polsce i mnie. Ja nikogo nie zgwałciłem, nikogo nie zabiłem, nikogo nie okradłem. Ale nie chcę, żeby ktoś myślał, że wstawiam takie zdjęcia, żeby kpić z policji.
Kiedy widzę swoje zdjęcie na stronie policji i we wszystkich mediach, strona policji się przeciąża, w radiu śmieją się z tego, jak na nim wyszedłem i widzę na tym zdjęciu moją twarz, z czerwonymi plamami, po siedmiu dniach aresztu Napisałem, że proszę o zmianę zdjęcia na ładniejsze. [ Kiedy policja opublikowała list gończy za Kaszubskim, ten poprosił na Facebooku o zmianę fotografii na ładniejszą - przyp. red.] Jeśli miliony Polaków mają na mnie pluć i wyładowywać swoją absurdalną złość, to chociaż do ładnego zdjęcia.
Jeżeli powiedziałbym ci o kulisach tej sytuacji, kilku policjantów straciłoby pracę w blasku fleszy, a na razie nie chcę tego robić.
A co, jeżeli policja pyta mnie, "czy wystawić mandat"? Wiele razy spotkałem się z taką sytuacją.
Ja tego nie powiedziałem.
Powiedziałem prokuratorowi: Jeżeli mógłbym wziąć mojego pieska do aresztu, to sam bym się stawił. Ja się nie ukrywam, dzwonię codziennie do prokuratury. Jestem niewinny zarzutów, które mi postawiono i dlatego nie godzę się na bezprawie. Zdobyłem dowody, że sąd, uwzględniając zażalenie prokuratury, nie otworzył akt postępowania, bo śpieszył się w piątek do domu. Powiedziałem w prokuraturze, że jeżeli uchylą mi areszt, to w ciągu półtorej godziny stawię się na miejscu. Chcę wyjaśnić wszystkie problemy.
[Kaszubski nie przedstawił nam dowodów, o których mówi.]
Nie mogę powiedzieć.
Jeżeli istnieje coś takiego, jak karma, to wiele jeszcze dobrych rzeczy mnie spotka.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!