Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas18 listopada nieznany mężczyzna zadzwonił do szkoły podstawowej w Gorzkowicach koło Piotrkowa Trybunalskiego. Twierdził, że w budynku jest bomba, która wybuchnie za 2 godziny. O sprawie pisał "Dziennik Łódzki" .
Dyrekcja natychmiast wezwała policję. Ta ewakuowała blisko 1000 osób. Jak relacjonował serwis Naszemiasto.pl-Piotrków Trybunalski, funkcjonariusze zamknęli ulice dookoła szkoły. Pirotechnicy starannie przeszukali placówkę.
- Po dokładnym sprawdzeniu piętrowego budynku przez policyjnych pirotechników okazało się, że był to fałszywy alarm - mówiła Ilona Sidorko z Komendy Policji w Piotrkowie Trybunalskim. - Na miejscu nie znaleziono żadnych materiałów wybuchowych - wyjaśniła serwisowi TVN24.
Gdy okazało się, że alarm był fałszywy, do akcji wykroczyli policjanci kryminalni. Mieli ustalić, kto był jego sprawcą. Szybko wpadli na ślad 31-latka z Gorzkowic.
- Mężczyzna był bardzo zaskoczony, gdyż nie spodziewał się, że śledczy kiedykolwiek trafią na jego trop - powiedziała "Dziennikowi Łódzkiemu" Ilona Sidorko. - Okazało się, że wywołał fałszywy alarm, gdyż chciał zakłócić przebieg lekcji, na którą nie przygotowało się jego dziecko - tłumaczyła.
Mężczyzna usłyszał już zarzuty. Za wywołanie fałszywego alarmu grozi mu kara do 8 lat pozbawienia wolności. Sąd może mu również nakazać pokrycie kosztów akcji ratunkowej.
- Łączny koszt akcji to kilka tysięcy złotych. Tylko koszty policji, przyjazdu radiowozów i pirotechników wynoszą ok. 1600 zł, ale w akcji brały udział też inne służby - wyliczała Ilona Sidorko.
Mężczyzna nie został aresztowany. Śledczy nie informują, w jakim wieku jest syn 31-latka, ani czy jest uczniem podstawówki czy gimnazjum. Chcą chronić dziecko przed szykanami ze strony kolegów.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!