Polub i bądź na bieżąco! Do tragicznego zdarzenia doszło 11 lipca. Pociąg Intercity najpierw uderzył w skodę, która dopiero wjeżdżała na przejazd kolejowy, a następnie wbił się w bok mazdy, którą jechała trzyosobowa rodzina. Wypadek przeżyła tylko 3-letnia dziewczynka, jej 32-letni rodzice zginęli na miejscu.
Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi, powiedział, że z relacji świadków wynika, że samochody wjechały na przejazd kolejowy w chwili, gdy zapory jeszcze się podnosiły.
Po trzech miesiącach śledczy postawili zarzuty dróżniczce. Ta zeznała, że szlaban podniosła zbyt szybko przez nieuwagę. "Jej uwagę miała odwrócić kobieta, która przyszła zapytać o rozkład jazdy pociągów" - czytamy w portalu TVN24 . Oskarżona przyznała, że nie skupiła się na sytuacji na przejeździe.
Dróżniczka wiele tygodni spędziła w szpitalu z powodu fatalnego stanu psychicznego. Opuściła go dopiero kilka dni temu.
Rzecznik PKP zapewniał, że w momencie wypadku była trzeźwa. Na kolei pracowała ponad 20 lat i miała wszystkie wymagane szkolenia. W dniu tragedii miała skończyć pracę chwilę po tym, jak pociąg staranował samochód osobowy.
Jak pisze TVN24, dróżniczka w momencie wysłuchiwania zarzutów wyraziła "głęboki żal". Wcześniej wysłała również listy z przeprosinami do rodzin ofiar.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!