Religię wprowadzono do szkół tylnymi drzwiami i na szybko. "Miałem telefony z episkopatu"

Religia powróciła do szkół 26 lat temu. Episkopat zażądał i premier Mazowiecki wprowadził ją rozporządzeniem ministra edukacji, tym samym - zdaniem rzecznika praw obywatelskich - łamiąc konstytucję. Mazowiecki mówił potem Torańskiej: - Jako katolik uważałem, że to nie jest dobry pomysł.

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas Dzięki inicjatywie "Świecka szkoła" kwestia finansowania lekcji religii z budżetu państwa znów wraca jako temat debaty publicznej. Według organizatorów lekcje religii w szkole kosztują obywateli miliard 350 milionów złotych rocznie.

Proponują, by za te środki opłacić uczniom np. dodatkowe lekcje języków obcych czy stworzyć nowe pracownie informatyczne w szkołach. W ciągu trzech miesięcy zebrali ponad 100 tysięcy podpisów.

Religia wprowadzona do szkół tylnymi drzwiami

A jak to się stało, że religia w ogóle została wprowadzona do szkół? Powróciła w 1989 roku, po Okrągłym Stole, gdy premierem był Tadeusz Mazowiecki. Było tak: episkopat, nie konsultując tego wcześniej z premierem Mazowieckim, publicznie zażądał wprowadzenia religii do szkół. Mazowiecki, bojąc się, że przegra nadchodzące wybory prezydenckie, wprowadził religię do szkół instrukcją ministra edukacji, która weszła w życie 3 sierpnia 1990 roku. Nie przeprowadzając tego projektu przez Sejm - zdaniem m.in. ówczesnej rzecznik praw obywatelskiej prof. Ewy Łętowskiej - złamał konstytucję.

Udostępnione pomieszczenia i wypłaty dla katechetów

Kilkanaście dni później prof. Łętowska złożyła skargę do Trybunału Konstytucyjnego. Zarzuciła w niej rządowi, że wprowadzenie religii do szkół narusza art. 1 i 3 konstytucji, ustawę o rozwoju systemu oświaty i wychowania, ustawę o gwarancjach wolności sumienia i wyznania oraz Kartę nauczyciela.

Ostatecznie w 1991 r. TK oddalił skargę, choć nie jednogłośnie. Trzech (z 11) sędziów przedstawiło zdanie odrębne, a prokurator generalny ocenił, że "niektóre unormowania zawarte w instrukcjach budzą zastrzeżenia".

Głosem większości stwierdzono jednak m.in., że "świeckość i neutralność Państwa" nie może być podstawą do wprowadzenia obowiązku nauczania religii w szkołach publicznych, ale także nie może oznaczać zakazu jej nauczania.

Dodatkowo uznano, że rozdział Kościoła od państwa nie zostaje naruszony, ponieważ MEN "udostępnia jedynie pomieszczenia szkół", a "wypłacania wynagrodzenia nauczycielom religii nie można utożsamiać z dotowaniem lub subwencjonowaniem kościołów".

Łętowska postawiła też rządowi zarzut naruszenia wymagań kwalifikacyjnych nauczycieli. Tu argumentowano jednak, że "decyzje dotyczące osób katechetów i ich kwalifikacji należą do władz kościołów". TK zawierzył też wyjaśnieniom MEN, według których "kwalifikacje nauczycieli religii nie tylko nie są niższe od przeciętnych kwalifikacji innych nauczycieli, ale nawet często je przewyższają".

"Jako katolik miałem wątpliwości"

Kolejne rządy musiały jednak uporządkować sprawę. W 1992 roku minister edukacji Andrzej Stelmachowski wydał rozporządzenie w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w szkołach. Rzecznik praw obywatelskich znów zareagował - zwracał uwagę, że rozporządzenie łamie m.in. regułę świeckości państwa, określoną w konstytucji. Trybunał oddalił w całości tę skargę.

- Mazowiecki mówił, że wprowadzając religię do szkół, zrobił dobrze jako polityk, ale jako katolik miał wątpliwości, czy religia w szkołach przysłuży się Kościołowi - mówił Gazecie.pl jego biograf Andrzej Brzeziecki . - Mazowiecki bał się wprowadzić ten projekt na agendę, żeby nie otwierać kolejnego frontu przed wyborami prezydenckimi - dodał.

Załatwić religię przed 1 września

A jak sam Mazowiecki tłumaczył swoją decyzję? - Tą uchwałą episkopat mnie zaskoczył - mówił potem Teresie Torańskiej. - Zdawałem sobie sprawę, jak wielkiej wagi jest to sprawa w Polsce, ale też, jakie spory może wyzwolić. Sam jako katolik uważałem, że powrót religii do szkół nie jest dobrym pomysłem, bo Kościół może na nim stracić. Przede wszystkim autentyzm chodzenia na religię. Inna jest sytuacja, gdy młodzież z własnej woli i chęci uczestniczy w lekcjach religii, inna, gdy chodzi z obowiązku - dodał.

- Powiedział pan to prymasowi? - pytała Torańska.

- Nie. Postulat episkopatu musiałem oceniać z perspektywy premiera, a nie kogoś, kto ma wątpliwości.

- Czym groziła pana odmowa?

- Chyba publicznym naciskiem, bardzo daleko idącym. Rząd, który przeprowadzał tak wiele rzeczy trudnych, nie mógł mieć w Kościele przeciwnika - odpowiadał. Potem dodał, że nie było czasu, by załatwić tę sprawę zgodnie z ustawą i poddać ją pod głosowanie w Sejmie: - Zaczynał się rok szkolny, a miałem telefony i z sekretariatu episkopatu, i od samego prymasa Glempa, że Kościół oczekuje, by sprawa została załatwiona przed 1 września - mówił.

Kulerski: "Nie warto było"

Z kolei Wiktor Kulerski, ówczesny wiceminister edukacji, mówił Torańskiej, że to był "błąd nie do uniknięcia", bo rząd Mazowieckiego był słaby i potrzebował poparcia nie tylko Kościoła, ale i innych sił politycznych.

- Episkopat doskonale wiedział, że ten rząd potrzebuje wsparcia codziennego, że Kościół odgrywa rolę języczka u wagi i że odmówienie mu tego poparcia skazuje [rząd - red.] na klęskę - mówił Torańskiej. - Myślę, że Kościół od początku upatrywał w Polsce pewnej szansy na zbudowanie tutaj demokracji katolickiej - dodał.

Co ciekawe, Kulerski wspomina też, że kiedy w 1989 roku przyszedł do ministerstwa, we wszystkich szkołach było 18 tys. nauczycieli języka rosyjskiego i półtora tysiąca nauczycieli wszystkich języków zachodnich - na ok. 27 tys. szkół.

- Ale wy do Ministerstwa Finansów wystąpiliście o przydzielenie 26 tys. etatów dla katechetów - dopowiada Torańska.

Kulerski ocenia decyzję Mazowieckiego jednoznacznie: - Nie warto było. Episkopat nie poparł Mazowieckiego w wyborach prezydenckich i religia w szkołach okazała się tylko jednym z etapów prowadzących do zaplanowanego celu.

Obie rozmowy ukazały się w cyklu wywiadów Teresy Torańskiej "My".

Przedmiot obowiązkowy. Opłacany z podatków

Ostatecznie religia w szkołach została dopuszczona w Konstytucji z 1997 roku. Art. 53. § 4. mówi: "Religia kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej może być przedmiotem nauczania w szkole, przy czym nie może być naruszona wolność sumienia i religii innych osób".

To, czy ten przedmiot powinien być obowiązkowy i opłacany z budżetu państwa, wciąż pozostaje kwestią sporną.

Zobacz wideo

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!

Więcej o: