Piotr Duda: "Ostatni raz z żoną na wczasach byłem w 2007 roku"

W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Piotr Duda, przewodniczący "Solidarności", odpowiada na zarzuty "Newsweeka". - Nie chciałbym być w skórze redaktorów Lisa, Cieśli i Krzymowskiego - tłumaczy.

Oprócz opublikowanej dzisiaj polemiki "Newsweeka" w "Rzeczpospolitej" pojawił się wywiad z Piotrem Dudą, przewodniczącym "Solidarności". - Ostatni raz z żoną na wczasach byłem chyba w 2007 roku - tłumaczy. Zapowiada obronę swojego dobrego imienia w sądzie.

Zobacz wideo

Jak wyjaśnia szef "Solidarności", artykuł w "Newsweeku" jest efektem zemsty firmy podwykonawczej. Miała ona dostać wypowiedzenie w momencie, "kiedy się go nie spodziewała". Według Piotra Dudy zaniedbywała rzekomo klientów Bałtyku. Informacje od nich miały uzyskać również inne redakcje, jednak z nich nie skorzystały - wyjaśnia przewodniczący "S".

- Coś tam złapali i w tym amoku popełnili taki błąd, że aż ręce opadają. Już nie wspomnę o mojej śp. teściowej. Moja teściowa nie żyje od 20 lat - mówi Piotr Duda o nieścisłościach w artykule "Newsweeka".

Dlaczego szef "Solidarności" nie odpowiedział na pytania dziennikarzy po konferencji? - Na pytania będę odpowiadał przed sądem. Nie odpowiadałem też na pytania pana Krzymowskiego i Cieśli. Pytania były typu: czy płacę za parking? Kto meblował moje mieszkania w Warszawie i w Gdańsku? - powiedział Piotr Duda o reporterach "Newsweeka".

Nocowanie w ekskluzywnym apartamencie tłumaczył wolnymi pokojami - mam przyjechać i spać na sofie? - wyjaśnił ze zdziwieniem.

"Miseczki są jego, bo on się z innej nie napije"

Piotr Duda potwierdza, że miseczki z grawerowanym imieniem należą do psa Kacperka. Jednak jak wyjaśnia - historia z kojcem i ręcznikami jest nieprawdziwa.

Żaden z członków "Solidarności" nie płaci pełnych stawek za pobyt w hotelach należących do związku, tłumaczy szef "S". Są jednak pewne warunki: pokój musi być wolny, a członek "Solidarności" musi mieć opłacone składki. Z takiego przywileju korzystał również on.

Apartament wart 1300 zł może wynająć za 85 zł każdy członek "Solidarności"

- Żaden członek "Solidarności", jeśli są wolne miejsca, nie płaci za Bałtyk, Kielce czy Gdańsk więcej niż 85 zł. Nawet za apartament. A mnie się oskarża, że zarabiam 11 tys. brutto, choć pensja przewodniczącego jest jawna (zapisana w uchwale finansowej związku), płacona ze składek związkowych i taka sama jak moich poprzedników Janusza Śniadka i Mariana Krzaklewskiego - tłumaczy przewodniczący "Solidarności".

Na inne pytania związane z tym tematem zamierza odpowiedzieć dopiero przed sądem.