Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nasKenan Rahmani jest Syryjczykiem i prawnikiem mieszkającym w USA. Jest też aktywnym działaczem na rzecz uchodźców i respektowania praw człowieka w Syrii.
Kilka dni temu zamieścił na Facebooku wpis, który był reakcją na pojawiające się w internecie informacje i insynuacje na temat Abdullaha Kurdiego, ojca trzylatka, którego zwłoki znaleziono na plaży Bodrum.
Abdullah Kurdi opłakuje rodzinę. Fot.: MURAD SEZER / REUTERS
"Ostateczną niesprawiedliwością, jaką można zadać Aylanowi Kurdiemu i jego rodzinie, jest ominięcie fragmentów ich historii, które wyjaśniają, jak to się stało, że chłopiec skończył martwy na plaży. Szczegóły mają znaczenie" - pisze Rahmani i opowiada historię rodziny Kurdi.
Czy Abdullah Kurdi naprawdę chciał po wydostaniu się z Syrii "zrobić sobie nowe zęby"? Tak. Dlaczego? W ciągu pięciu miesięcy, kiedy przetrzymywano go w areszcie w Kobane, był torturowany. Bojownicy wyrwali mu kilkanaście zębów.
Ale "nowe zęby" nie były głównym celem jego podróży. Chciał zapewnić rodzinie środki do życia i uchronić ich przed okrucieństwami wojny - jego synowie nie znali świata bez niej.
Aylan i Ghalib Kurdi. Fot.: archiwum rodzinne / REUTERS
Nie jest jasne, dlaczego uwięziono Abdullaha. Różne media podają także rozbieżne informacje na temat tego, kto go przetrzymywał. Czy były to siły rządowe czy bojownicy Państwa Islamskiego.
Żeby wykupić się z niewoli, Abdullah musiał sprzedać sklep, który prowadził wraz z żoną - Rehan - w Damaszku. Kupił wolność za równowartość 25 tys. dolarów.
- Państwo Islamskie zabrało nam wszystko - powiedział Abdullah Kurdi w wywiadzie dla syryjskiej rozgłośni Radio Rozana. - Nie mogłem zapewnić niczego moim dzieciom, a rodzice musieli pomagać nam we wszystkim, mimo że miałem małą pensję - mówił.
Po opuszczeniu więzienia pan Kurdi kilka razy z żoną i dwoma synami - Aylanem i Ghalibem - zmieniał miejsce pobytu. Byli m.in. w Aleppo i Kobane, skąd uciekł do Turcji.
Rehan Kurdi trzyma na rękach syna, Aylana. Fot.: archiwum rodzinne / REUTERS
Turcja nie udzieliła jednak wsparcia rodzinie Kurdi. Niektóre media sugerują, że problematyczne było ich kurdyjskie pochodzenie.
Abdullah i jego brat chcieli ubiegać się o status uchodźcy w Kanadzie, gdzie mieszka ich siostra. Brat złożył dokumenty jako pierwszy. I otrzymał odpowiedź odmowną.
Rodzina Kurdi podjęła więc dramatyczną decyzję o wykupieniu miejsc w pontonie przemytników ludzi. Zapłacili za nie ok. 6 tys. dolarów.
Łódka, która miała przetransportować rodzinę na Kos, przewróciła się. Kamizelki ratunkowe, które rozdali na początku czterokilometrowej podróży przemytnicy ludzi, okazały się atrapami. W katastrofie pontonu zginęło 12 osób. Przeżył tylko Abdullah Kurdi.
Rano morze zaczęło wyrzucać na brzeg zwłoki ofiar - m.in. trzyletniego chłopczyka. Zdjęcie małego Aylana obiegło media na całym świecie i wywołało lawinę komentarzy.
Aylan Kurdi. Fot.: archiwum rodzinne / REUTERS
Wrócę do Kobane i będę walczył przeciw Państwu Islamskiemu. Nie mam po co żyć - mówi Abdullah Kurdi. Zapowiada, że nie pojedzie ani do Kanady, ani do Europy, dokąd chciał uciec z Syrii z rodziną. Tłumaczy, że nie był to kaprys: - Miałem tylko nadzieję, że zapewnię swoim dzieciom lepsze życie.
- Nie mam teraz nic. Ale przemawiam w imieniu innych uchodźców. Może ich to ocali - powiedział Abdullah Kurdi przed pogrzebem swojej rodziny.
Pod naszymi tekstami o uchodźcach pojawiała się zatrważająca liczba komentarzy, które nawoływały do przestępstw, zawierały treści rasistowskie i ksenofobiczne. Nie chcemy ich pokazywać. Nie godzimy się na naruszanie godności innych ludzi na naszym forum. Dlatego zdecydowaliśmy, że wyłączymy możliwość komentowania pod naszymi tekstami o uchodźcach. Będziemy też zgłaszać do prokuratury przypadki nawoływania do nienawiści na tle rasowym i religijnym.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!